SasoDei - Lalkarstwo w pigułce

No cześć. :3
Wracam sobie, tym razem z one-shotem, który już dawno temu pojawił się na starym blogu z shotami, a którego kontynuację właśnie piszę - warto więc przypomnieć sobie jego zacną treść. xD

Proszę o szczere opinie, leniuchy, bo ja tego dla siebie nie piszę, ale dla Was. I przykro mi, kiedy ja się staram, a Wy mnie zlewacie.c:

Zapraszam do czytania.

—————————-

Przekleństwo - pomyślałem posępnie, wlokąc się powoli korytarzem. - Z całą pewnością podpadłem jakiejś starej, niewyżytej wiedźmie i rzuciła na mnie zły urok...

Nie mogli mnie przecież wykopać z tych studiów! Jakim cudem JA miałbym wylecieć?!

Powłóczyłem nogami, mijając grupy kolegów z wydziału, układających pluszowe kucyki w coś na kształt ludzkiej stonogi, i krzywiąc się smętnie na samą myśl o roztaczającej się przede mną, jakże zachęcającej perspektywie spędzenia najbliższych dwóch godzin w pociągającym towarzystwie dłut, lalek i kupy drewnianych wiórów, o prowadzącym omawiane katorżnicze zajęcia nie wspominając.

Cholerny dziadyga. Co mu z tego, że mnie uwali? No co, pytam?! Może dręczenie mnie go podnieca?! Faktem jest, że jego podejście skutecznie uniemożliwiało mi trzymanie na wykładach języka za zębami, a co za tym idzie, otrzymanie pozytywnej oceny z tego niedorzecznego przedmiotu, jakim jest lalkarstwo.

Akademii Sztuk Pięknych mi się zachciało! Ale nie ma bata, nie poddam się tak łatwo, co to, to nie.

W bojowym nastroju wpakowałem cztery litery do klasy, wyglądem przywodzącej na myśl małą salę teatralną, i zająłem jedno z miejsc w środkowym rzędzie. Idealnie, by nie rzucać się w oczy. Teraz pozostała mi już tylko próba opanowania się i przetrwania do końca zajęć, co jednakowoż graniczyło z cudem.

Jak niby miałem zachowywać stoicki spokój, gdy za każdym razem na tych piekielnych lekcjach szanowny profesor Akasuna z uporem maniaka usiłował wywrócić do góry nogami mój światopogląd i natłuc do głowy jakichś niedorzecznych bredni, że najwyższą formą sztuki jest „wieczne piękno”?!

To jakiś kompletny…!

- Deidara! Co ja mówiłem o bazgraniu na moich zajęciach?! – Z zamyślenia wyrwało mnie wściekłe warknięcie obiektu moich niekulturalnych rozmyślań.

-C-co? – spojrzałem na niego nieprzytomnym wzrokiem, ciężko zastanawiając się co właściwie do mnie powiedział.

- Nie „co”, tylko „słucham, panie profesorze” – poprawił mnie natychmiast lodowatym tonem. – Wyjaśnisz mi łaskawie co takiego rysujesz, że pochłania całą uwagę, którą powinieneś skupić na wykładzie?

Prychnąłbym zapewne, gdybym właśnie nie zobaczył co wyszło spod mojej ręki podczas jego półtorej godzinnego ględzenia o marionetkach.

Na kartce z zeszytu widniał sam Sasori Akasuna, ubrany wkostium baletnicy, który miała na sobie omawiana dziś lalka. Jedynymi elementami na moim obrazku, różniącymi kukłę od profesora, była obrzydliwa maska, bez której nigdzie się nie ruszał, brak biustu, oraz… niezwykle wymyślne podwiązki.

Wszystko podeszło mi do gardła.

Zamrugałem kilka razy, jakbym spodziewał się, że ten przerażający widok zniknie, ustępując miejsca przykładnym notatkom, jednak nic takiego się nie stało.

Boże, jeśli istniejesz, każ mu wrócić do wykładu…!

- Nic takiego, panie profesorze. – Uśmiechnąłem się nerwowo,wciąż rzucając ukradkowe spojrzenia na moje dzieło i usiłując wepchnąć je do torby.

- Pokaż mi to. – Wśród szmeru studentów zabrzmiał twardy rozkaz.

- Ale…! - Prawie zachłysnąłem się powietrzem.

- Panie Kawamoto, ma pan dziesięć sekund, żeby to znalazło się na moim biurku. Radzę nie robić żadnych wykrętów, bo pańska, i tak już marna, sytuacja może się jeszcze pogorszyć. Chyba wie pan, o czym mówię…?

Wiedziałem aż za dobrze. Był to subtelnie ujęty w słowa przekaz: „oddasz mi to w tej chwili, albo wylecisz z Akademi na zbity pysk”.Gdybym zjadł rano śniadanie, wylądowałoby właśnie na moich zeszytach.

Podniosłem się powoli z krzesła i chwiejnym krokiem ruszyłem przez rzędy ławek, niczym skazaniec na szafot, po drodze wychwytując zaciekawione lub współczujące spojrzenia kolegów z wydziału.

Niech szlag trafi moją cholerną wyobraźnię. Musiała miwywinąć taki numer akurat w tym momencie!

Starając się zachować kamienną twarz, podszedłem w końcu do biurka i złożyłem na nim tę cholerną kartkę, rysunkiem w dół, z nadzieją, że może jednak po prostu to wyrzuci.

Nadzieja matką głupich, czyż nie…?

Nie zdążyłem się nawet odwrócić, gdy podniósł świstek, a jego wzrok spoczął na moim dziele.

Przełknąłem głośno ślinę, starając się dostrzec jakikolwiek cień emocji w jego ruchach, przeklinając maskę, która skutecznie uniemożliwiała odczytywanie jego stanów emocjonalnych.

W klasie zapadła pełna napięcia cisza. Ktoś z tyłu zachichotał. Miałem ochotę odwrócić się i cisnąć w niego stojącym obok bezgłowym kadłubem kukły, ale nogi wrosły mi w ziemię ze strachu.

Nie wiem ile trwało to w praktyce, ale odniosłem przykre wrażenie, że stałem tam dobrą godzinę, czekając na wyrok.

W końcu odezwał się.

- Panie Deidara, czy pan wie, o której dziś kończę zajęcia?

- Nie – odparłem cicho, z zainteresowaniem obserwując stan moich butów.

- O godzinie osiemnastej.

Spojrzałem na niego pytająco, czując, że konsystencja mojego ciała powoli zmienia się w bliżej nieokreślony glut.

- Dokładnie o tej godzinie i ani minuty później chcę pana widzieć w tej sali. Utniemy sobie małą pogawędkę, co pan na to?

Drgnąłem niespokojnie i pokiwałem lekko głową, słysząc jak ton jego głosu z niskiego i chropowatego staje się nagle cichym, miękkim, złowieszczym pomrukiem. Zupełnie jakby należał do jakiegoś czołowego młodego playboya, a nie tego zrzędliwego, wiecznie chodzącego w stroju teatralnym faceta grubo po trzydziestce.

- Oczywiście, profesorze – odparłem potulnie, a moje wnętrzności wykonały akrobatyczny przewrót. Po raz kolejny doszedłem do wniosku, że bezpieczniej jest nie jeść przed lalkarstwem.

- Wspaniale – skwitował, po czym zwrócił się do klasy. –Możecie się rozejść.

Podniosłem na niego niepewne spojrzenie.

- Pan też, panie Deidara – dodał,  tym samym dziwnym tonem, od którego, nie wiedzieć czemu, zrobiło mi się duszno. Zwaliłem to na karb tragizmu dzisiejszego dnia, kategorycznie odrzucając od siebie myśl, że ten dziad może mnie w jakikolwiek sposób podniecać…

O zgrozo, tego byłoby za wiele.

Prowadząc ciężkie rozmyślenia nad stanem mojego zdrowia psychicznego, wróciłem do ławki po torbę i wyszedłem, unikając najmniejszego kontaktu z Akasuną.

Z tego, co mi powiedział, wynikało, że ma lekcje jeszcze z jedną klasą, a zaraz potem…

Lodowaty dreszcz przebiegł mi po plecach. Właśnie dotarło domnie z całą mocą, że on najpewniej mnie zabije, wypatroszy, a potem przerobi na lalkę. Boże, w co ja się wpakowałem…!

W celu przetrzymania jakoś pozostałego mi czasu, udałem się do bufetu i zamówiłem dwie wielkie zapiekanki oraz lody, by poprawić sobie humor, po czym pochłonąłem ten, najprawdopodobniej ostatni posiłek w moim życiu.

Może chociaż babcia z bufetu zapłacze nad moim marnym losem…

Gdy skończyłem jeść, przejrzałem notatki z rzeźbiarstwa, po czym rozwaliłem się na stole i zamknąłem na chwilę oczy. Zaiste, na chwilę.

W momencie, kiedy moje zaspane, błękitne tęczówki na nowo ujrzały światło dzienne, była godzina siedemnasta pięćdziesiąt siedem. Przez moment nie wiedziałem, co robię jeszcze o tej porze na uczelni, jednak szybko przypomniałem sobie o zbliżającej się wielkimi krokami godzinie mojej śmierci. Zerwałem się jak poparzony, biegnąc do prawego skrzydła budynku, po drodze wpadając na sprzątaczkę i rozwalając sobie pasek od spodni. Cudownie.

Zakląłem pod nosem i zatrzymałem się przed drzwiami znienawidzonej przeze mnie klasy, błagając w myślach spodnie, by nie spadły mi z tyłka, gdy przekroczę próg. Tego byłoby już stanowczo za wiele. Spojrzałem na zegarek, wskazujący dokładnie osiemnastą. Wstrzymałem oddech i zapukałem głośno.

- Proszę. – Usłyszałem po chwili.

Wszedłem do środka, starając się nie okazywać tego, jak bardzo trzęsę dupą, że naprawdę mnie uwali.

Nie było go przy biurku. Rozejrzałem się po sali, zdziwiony, kiedy nagle usłyszałem tuż za sobą ten sam melodyjny, lekko znudzony głos.

- Czego tak stoisz?

Odwróciłem się gwałtownie i w następnej sekundzie osłupiałem. Nie, to zamało powiedziane. Określenie „kompletny paraliż ciała” byłoby chyba najbardziej na miejscu.

Przede mną, zamiast przygarbionego czarnowłosego faceta w masce, stał nieziemsko wręcz przystojny, średniego wzrostu chłopak o przydługich, czerwonych włosach, wyglądający na góra dwadzieścia lat. Jego czekoladowe, okolone gęstymi rzęsami oczy utkwione były we mnie.

- A-ale ty… jak… – zacząłem, nie potrafiąc właściwie sformułować myśli i wciąż zastanawiając się, czy nie mam halucynacji.

Uniósł w górę idealne, wąskie brwi.

- Coś ci się nie podoba?

- Nie! T-to znaczy… nie, profesorze...

Odwróciłem wzrok i zalałem się gwałtownym rumieńcem. On uśmiechnął się kącikiem ust.

- No ja myślę.

Prawie dostałem palpitacji. Był ZBYT idealny.

- Do rzeczy… – zaczął, ignorując moje wlepione w niego ślepia. Może był do tego przyzwyczajony? Nic dziwnego, że nosił maskę. Gdyby studentki widziały jego prawdziwą twarz…

Podszedł powoli do biurka i oparł się o nie zgrabnym, odziane w czarne rurki tyłkiem, jedną ręką rozpinając dwa górne guziki białej koszuli i poluźniając czarny krawat. Drugą sięgnął po nieszczęsną kartkę i ostentacyjnie wyciągnął ją przed siebie, przyglądając się rysunkowi.

- Interesujące… – stwierdził cicho, przekręcając głowę na bok i podając mi powód tego piekiełka. – Teraz przeprowadzi pan analizę tego dzieła.

Zrobiło mi się gorąco.

- Na początek: jaki był powód, który skłonił pana, bym akurat ja znalazł się na tym obrazku? – Założył ręce na piersi i przyglądał mi się, z głową wciąż lekko przekrzywioną w bok.

- Ale to nie jest… – zacząłem, postanawiając wymyślić coś na szybko, jednak przerwał mi.

- Niech pan spojrzy w prawy, dolny róg. Co tam pisze?

Jednak jestem idiotą. We wskazanym miejscu jak byk nabazgrane było…

- S-sasori no danna – wydukałem cicho przez ściśnięte gardło.

- Dobrze, kolejne pytanie. – Na jego twarzy zagościł cień dziwnie zadowolonego uśmiechu. – Co ja mam na sobie?

Spojrzałem na niego zdziwiony.

- No… koszulę i…

- Pytam o rysunek, kretynie. – Popatrzył na mnie jak na debila.

- Aa… – Poczułem, jakby mój żołądek ściskała wielka pułapka myśliwska. Musiałem to przecież powiedzieć…! – Sukienkę…

- I…?

- N-no sukienkę… – Rozpaczliwie próbowałem uniknąć analizy ostatniej części ubrania.

- Tam jest coś jeszcze. Może powie mi pan co to takiego? – Jego głos był cichy, jakby prowokujący.

- Pod… podwiązki… – wydusiłem w końcu, po czym spłonąłem rumieńcem.

- Wspaniale. A teraz… – Wyprostował głowę i odbił się lekko od biurka, prostując się. – Czy ja panu wyglądam na kobietę?

- Nie – mruknąłem, patrząc w podłogę.

- Nie – powtórzył z zainteresowaniem. – Więc dlaczego narysował mnie pan w takim stroju?

Przez chwilę poczułem się jak u psychologa.

- J-ja… nie wiem – odparłem, podnosząc na niego wzrok, co okazało się dużym błędem, bo nasze spojrzenia się spotkały.

- A może… – Zniżył głos do aksamitnego, głębokiego szeptu. – Trzeba udowodnić panu, że nie jestem kobietą?

- Udowodnić? – Otwarłem szeroko oczy, a moja wyobraźnia pogalopowała niczym koń wyścigowy. Poczułem niepokojące dreszcze w okolicach krocza.

- Owszem… – Podszedł do mnie powoli, a ja odsunąłem się do tyłu, by za moment wpaść na ścianę. Stanął tuż przede mną i oparł rękę obok mojej głowy, a drugą chwycił mój podbródek i zwrócił moją twarz tak, bym spojrzał mu w oczy. Był stanowczo za blisko.

- Twój „danna” udowodni ci jak bardzo NIE jest kobietą – wyszeptał mi do ucha paraliżująco, po czym jego usta zetknęły się z moimi.

Zamknąłem powieki i zamarłem w bezruchu, czując, jakobcałowuje delikatnie moje wargi, a chwilę później pogłębia pocałunek i pieści zwinnym, miękkim językiem wnętrze moich ust. Nie byłem w stanie się poruszyć, próbując powstrzymać przelewające się przeze mnie fale gorąca. Uderzyło mnie takie podniecenie, że zacząłem się obawiać, czy pewien interes w moich, pozbawionych paska, spodniach nie zacznie wkrótce domagać się uwagi.

Odsunął się lekko i spojrzał mi w oczy.

- Nie oddasz mi go…?

Jeśli wcześniej było mi gorąco, teraz powinienem spłonąć. Zupełnie nie myśląc o konsekwencjach, objąłem go za szyję i wpiłem się łapczywie w jego usta, oddając całkowicie namiętnemu pocałunkowi, który po chwili odebrał mi zdolność racjonalnego myślenia.

Kiedy w końcu się od niego oderwałem, moja twarz musiała być w odcieniu pomidora. Akasuna spojrzał na mnie z góry, jakby zamyślony, po czym odezwał się:

- Jesteś uroczy… Szkoda, że taki pyskaty z ciebie szczeniak.

Zrobiłem się chyba jeszcze bardziej czerwony i zmrużyłem oczy.

- Że niby jaki jestem?! – warknąłem, urażony. Było, nie było, jestem facetem a nie jakąś babą!

Profesor uniósł brew i uśmiechnął się litościwie.

- A ty widziałeś siebie w lustrze?

- To, że mam długie włosy, nie oznacza jeszcze, że… - zacząłem z oburzeniem i znowu nie dane mi było skończyć.

- Powinieneś się teraz zobaczyć. I te przesłodkie rumieńce…- Na jego usta wpełzł wyjątkowo złośliwy uśmieszek, gdy pogładził mnie palcami po rozgrzanym policzku.

Poczułem ochotę, by go unicestwić.

- Odsuń się. – Odtrąciłem jego rękę, a on uśmiechnął się tylko nieco szerzej, posłusznie się odsuwając.

- Gorąco tu, prawda…? – westchnął, zaczynając powoli, guziczek po guziczku odpinać koszulę. Moje przyrodzenie drgnęło gwałtownie na widok, jaki teraz sobą przedstawiał. O niebiosa, zdezerterował wam chyba bóg seksu...

Jakby tego było mało, zsunął sobie materiał z ramion, niespiesznie pozbywając się tej części garderoby i rzucając ją niedbale na stojące za biurkiem krzesło.

Odruchowo przycisnąłem ręce do krocza, próbując ukryć powstały przez to przedstawienie namiocik i przeklinając go w myślach za chore ilości seksapilu. Lekko zarysowany, gładki tors, niezbyt szerokie, jednak silne ramiona, płaski brzuch… Zacząłem się zastanawiać nad zawartością jego bokserek.

- Hm? Coś się stało? – Spojrzał na mnie z udawanym zdziwieniem, jedną dłoń kładąc na biodrze, a drugą przykładając do twarzy w geście zainteresowania. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, przyciągnął mnie do siebie i posadził na biurku, a zbyt luźne spodnie złośliwie zsunęły się na wysokość moich ud, odsłaniając to, co za wszelką cenę chciałem ukryć. Wydałem z siebie jakiś żałosny odgłos, podnosząc ręce, by zakryć się z powrotem, jednak złapał mnie za nadgarstki i oparł się na biurku o moje dłonie. Nachylił się w moim kierunku, a jego wzrok spoczął na moim, schowanym jeszcze w bokserkach, nabrzmiałym penisie.

- No, no… – Kącik jego ust drgnął w perwersyjnym uśmiechu. – Co za nieprzyzwoite myśli muszą kłębić ci się w głowie?

Odwróciłem twarz w bok, coraz bardziej rozpalony i czerwony.

- I co „danna” ma z tym zrobić…? – mruczał cicho, przejeżdżając palcem po mojej erekcji. Przygryzłem wargę. On chyba obrał sobie za punkt honoru, by mnie dręczyć.

Dalej milczałem, a Akasuna odciągnął gumkę moich bokserek i zsunął je ze mnie nieco, uwalniając prężącą się dumę. Chwycił ją delikatnie w dłoń i syknął cicho.

- Jesteś taki gorący… wręcz pulsujesz – wypowiedział na głosto, czego doskonale byłem świadomy. – Musi być ci ciężko…

Obiecałem sobie, że uduszę go, gdy tylko to się skończy. Wtym samym momencie pocałował mnie namiętnie, wprawiając rękę w ruch. Jęknąłem mu w usta, zaciskając ręce na krawędziach blatu, czując, jak kręci mi się w głowie. Boże, sam Sasori Akasuna robił mi dobrze…!

Po długiej chwili oderwał się ode mnie, zaciskając mocniej palce na mojej rozkoszy. Stęknąłem.

- W takim tempie dojdziesz, zanim zdążę się podniecić. – Roześmiał się. – Ślicznie jęczysz, dzieciaku. I to przy samej ręce… Taki wrażliwy...

Już podniosłem rękę, żeby wyrazić czynem moją frustrację, gdy schylił się i bez ostrzeżenia przejechał mokrym językiem po całej długości najwrażliwszego punktu w moim ciele. Wciągnąłem głośno powietrze, starając się nie dojść na samą myśl o tym, co on właśnie zamierza zrobić.

- Co robisz? – Usiłowałem warknąć, jednak wyszło mi tylko żałosne pytanie.

- A gdzie się podziało „danna”? – Uśmiechnął się perwersyjnie. – Nic takiego…

Ponownie pochylił się, a ja obserwowałem jak powoli wsuwa sobie mój chętny skarb do gorących, wilgotnych ust, zaczynając namiętnie ssać.

- D-dan… ah! – Przygryzłem wargę, a z mojego gardła uciekł zduszony jęk. Ssał go z zapamiętaniem, jakby robił to tysięczny raz w życiu, doprowadzając mnie do obłędu. Musiałem zatkać sobie usta ręką, żeby nie wrzeszczeć z rozkoszy. Gdy byłem na granicy wytrzymałości, zaczął poruszać głową. Zacisnąłem palce na jego włosach,odchylając głowę do tyłu i pojękując niekontrolowanie, co chwilę powtarzając to idiotyczne „danna”, które najwyraźniej go podniecało.

Kiedy właśnie miałem oznajmić, że jeszcze sekunda i dojdę, podniósł się i z zadowolonym uśmiechem otarł usta wierzchem dłoni.

- Za takie cudowne jęki mogę ci chyba postawić tę tróję, hmm…- Ujął moją twarz w dłoń, składając parę pocałunków na rozchylonych lekko ustach.

- Jesteś… – zacząłem, w połowie zirytowany, w połowie szczęśliwy, a on tylko pociągnął mnie, bym stanął na nogach i wyszeptał gorączkowo do ucha:

- Jaki jestem, zaraz się przekonasz…

Na samą myśl zawróciło mi się w głowie. Rozpiął rozporek i zsunął spodnie na wysokość ud, kładąc rękę na kroczu.

- Gorąco mi, wiesz? – wymruczał, ugniatając zmysłowo swoją dumę. – Jak myślisz, co powinieneś teraz zrobić…?

Spojrzał na mnie aluzyjnie. Osunąłem się na kolana, a on odsunął rękę, zniżając bokserki i chwytając erekcję. Na widok jego męskości poczułem nieuzasadnione dreszcze w podbrzuszu. Natura jednak pięknie go wyposażyła. Wysunąłem język i polizałem go, po chwili biorąc głębiej do ust i czując, jak wplata palce w moje włosy, nadając mi stosowne tempo z pomrukiem rozkoszy. Czy ja już mówiłem, jaki on jest seksowny?

Nie minęła długa chwila, kiedy pociągnął mnie do góry,stawiając na równe nogi i nachylając się nade mną.

- A teraz, panie Deidara… proszę się odwrócić i oprzeć wygodnie o biurko. – rozkazał, oddychając urywanie, z lekkimi rumieńcami na idealnie gładkich policzkach.

- A-ale ja… – Mimo wszystko zacząłem się trochę obawiać, czy nie będę przez miesiąc chodził poobcierany po tym incydencie.

- Bez dyskusji – uciął, odwracając mnie tyłem do siebie i popychając tak, że opierałem się rękami o blat, a sam sięgnął do szafki po jakiś żel. Usłyszałem tylko dźwięk otwierania lubrykantu, a zaraz potem poczułem coś zimnego i mokrego na swoim wejściu. Jęknąłem, przygryzając wargę, gdy zaczął rozsmarowywać specyfik, po chwili wsuwając we mnie dwa palce i rozciągając mnie dokładnie.

- Chyba wystarczy? – spytał po jakimś czasie, ściskając mnie za pośladki. Jego gorąca duma opierała się o moje wejście drażniąco.

- Chyba – odparłem drżącym od podniecenia głosem, zamykając oczy i czekając na dalszy ciąg wydarzeń.

- Doskonale… – odparł, po czym wszedł we mnie powoli, głęboko, chwytając mnie za biodra i dociskając do siebie.

- D-danna…! Ah… j-ja… – Tym razem nie byłem w stanie powstrzymać wysokich jęków, czując jego wielką męskość tak mocno, tak głęboko w sobie. Bolało, ale w tym momencie chciałem tylko czuć go mocniej. Jakby na moje życzenie zaczął się poruszać, od samego początku ocierając o mój najwrażliwszy punkt i doprowadzając mnie na skraj rozkoszy. Jęczałem głośno, rozpłaszczony na jego papierach, pozwalając mu poruszać się głębiej, szybciej, chaotyczniej. Sięgnąłem ręką do swojego rozpalonego krocza, jednak przytrzymał mnie za nadgarstek.

- Nie… dotykaj… – warknął, po czym sam zacisnął wąskie, zimne palce na mojej męskości, poruszając ręką w rytm ruchów bioder. Moje jęki przerodziły się w krzyki. Wiłem się pod nim pod wpływem doznań, wiedząc, że już długo nie wytrzymam.

- J-ja ah! Ja zara—az…! – wystękałem w końcu, wbijając paznokcie w biurko, gdy usłyszałem jego jęk, a zaraz potem wypełniło mnie coś mokrego i gorącego. W tym momencie doszedłem, brudząc moją rozkoszą ściankę mebla i jęcząc przeciągle.

- Deidara… – Akasuna położył się na mnie, dysząc ciężko.Trwaliśmy tak, póki nasze oddechy nie unormowały się, aż w końcu profesor podniósł się, wytarł mnie i siebie w chusteczkę.

 Wyprostowałem się powoli,  zapinając spodnie, wciąż czując niesamowite dreszcze w okolicach krocza.

- Następnym razem… narysuj mnie jako faceta – polecił, zapinając koszulę. – Rozumiemy się?

- Tak jest, profesorze – zasalutowałem posłusznie, czerwony i zdyszany.

- Masz cztery na koniec – oznajmił rzeczowym tonem, chowając papiery do torby.

- Ale... - Wytrzeszczyłem oczy, nieco nieprzytomny.

- Przyjdź… w czwartek po lekcjach, umówimy się na korepetycje. - Uśmiechnął się złowieszczo, zarzucając torbę na ramię i kierując się w stronę drzwi. – A spróbuj się spóźnić.

17 komentarzy:

  1. O boziu. Czytałam już, ale jak znów zobaczyłam to musiałam jeszcze raz.
    Ideeał. *q*
    Nie mogę doczekać się kontynuacji! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wprowadziłam w tym trochę poprawek, ale cieszę się, że Ci się podoba. <3
      Kontynuacja już się tworzy.

      Usuń
  2. Jeeezu! Dziewczyno KOCHAM cię normalnie! Haa *q* Myślałam, że nigdy się nie doczekam!
    Chcę nexta! Błagam wstaw go jak najszybciej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak zgadzam się, kontynuacja konieczna. Omnomnomnom

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże, to jedno z one shotów twojego autorstwa, które podobało mi się zawsze najbardziej xD Baaardzo chcę kontynuację, chcę więcej czerwonego boga seksu i jego już nie-dziewicy~ *^*

    OdpowiedzUsuń
  5. Po przeczytaniu pierwszych kilku zdać nie mogłam sobie przypomnieć, dopiero potem mnie olśniło. Boże, jak dobrze było to znowu przeczytać. Chciało mi się dobrego SasoDei, do których niestety dostatku za dużego nie ma. Jeśli ty piszesz kontynuacje, to znaczy, ze umarłam i trafiłam do piekła razem z Tobą. :D Pasuje mi to. niecierpliwie czekam na ciąg dalszy :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam już kilka razy tą notkę już wcześniej i teraz też ja przeczytałam. Te opowiadanie jest po prostu cudne! Lepszego chyba nie czytałam. chciałabym przeczytać je jako takie długie opowiadanie i dowiedzieć się co będzie się działo na tych korepetycjach huehuehue. Byłabym okropnie wdzięczna jakbyś dorzuciła do tego one-shota jeszcze jedną część :D. Pozdrawiam RukiaSan :***** i duuuuuuużo weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  7. ... pierdolę nie robię posikałam się xD deidara debilu ja cię tak bardzo kocham ♥ albo kurwa może źle że się przyznałam bo sasori mi obetnie cycki ;w;' chce następną cześć ♥ ale najpierw AoKise @_@

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kurwa ucięło mi w połowie komentarz ==
      widzę że podprawiłaś tą wersję ♥ kurwa nie ma jak seks na biurko zawsze to będę powtarzać xD tak , btw zajebisty szablon c:

      Usuń
  8. całkiem fajne :D
    jedyne co mi się nie podoba to ta sukienka. jakoś nie mogę w niej sobie Sasorka wyobrazić x.x

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, Hann :D Po pierwsze to to opowiadania jest tak zajebiaszcze, że myślałam, że umrę xD Choć z początku przeraziło mnie to, że Sasori był jako Hiruko (o czym zorientowałam się później, głupia ja :P ), nie pomyślałam, że on może tak tylko ukrywać swój wygląd, dlatego genialnie to wymyśliłaś :* O matko, muszę ochłonąć...

    OdpowiedzUsuń
  10. A teraz odpowiadam na Twój cudny komentarz (że też chciało Ci się tak wszystko analizować, czuję się wręcz zaszczycona xD ). Tak więc jestem Ci niezmiernie za niego wdzięczna, gdyż:
    Odnośnie kanonu zachowań postaci, to prawda, że dopasowałam sobie zachowanie Deidary, całkiem go zmieniając. Tak mi akurat pasowało, ale masz rację, następnym razem postaram się zachować jego charakterek ;D Co do świata, to się zbytnio nie postarałam i faktycznie bez tego to wszystko nie jest tak pełne jakby mogło być.
    Co do błędów to sama się wkurzam, jak sprawdzam parę razy, a po wstawieniu notki okazuje się, że nadal jest coś nie tak,Onet robi dziwne rzeczy (zlepianie wyrazów itd.)
    A z głupich błędów ortograficznych sama się śmieje (niepoHamowany xD), czasem ich nie zauważam. Muszę się bardziej pilnować.
    Czasami wychodzą mi też dziwnie sformułowane zdania i nad tym również muszę popracować.
    I tak, wielokropki xP straszna zmora, muszę nad tym zapanować, bo faktycznie przez to tekst się wlecze, jak to trafnie określiłaś.
    A z tymi moimi epitetami też masz rację, są czasem przesłodzone i jest ich zbyt wiele.
    No, to chyba tyle. Wielkie dzięki za te uwagi bo są one niezwykle pomocne, a poza tym po tych pochwałach, aż chce się dalej pisać, nieprawdaż? ;) I ciąg dalszy mojego SasoDei jest niemalże skończony, więc pojawi się góra za dwa dni. Powiadomię Cię tak jak prosiłaś, a i ja również byłabym wdzięczna gdybyś powiadamiała mnie przez gg (25503893), bo już nie mogę się doczekać nexta XD
    Jeszcze raz dzięki i do zobaczenia :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Słodki Jashinie ! *w* to jest prawdziwy ideał ! *q* super, że robisz kontynuacje bo kocham paing SasoDei a Ty po prostu tobisz to znakomicie <3 Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak zwykle idealne, pro style
    Tak, że kończysz i momentalnie chcesz więcej, a potem wracasz do co namiętniejszych momentów i totalnie widzisz taką poboczną historię w mandze
    Czekam na więcej, weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy wyobrażam sobie Deidarę krzyczącego "Danna" trochę mnie ogarnia śmiech xD
    Lubię Twój styl, bo jest taki lekki, a i wprowadza element humorystyczny.
    Cieszę się, że coś się pojawiło :) MAm nadzieję, że będzie więcej.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O bosz, nie sądziłam, że ktoś to jeszcze skomentuje. :D Ta nota była dodana w 2012 roku. xD
      Opublikowałam ją na nowo tylko dlatego, że wstawiłam wersję poprawioną miesiąc temu i chciałam, żeby było dla porównania. Mam nadzieję, że dotarła do Ciebie ta nowsza wersja. :D

      Usuń