SasoDei - Lalkarstwo w Pigułce IX



Joł. /o/

Jestem, żyję, już prawie po maturach, wracam zatem z notą.

Cóż mogę powiedzieć, słowem wstępu - mam nadzieję, że ktoś jeszcze o mnie pamięta, bo ostatnio jakoś średnio entuzjastycznie na notę zareagowaliście (taki przynajmniej moje odczucie), więc nie wiem, czy przestaje wam się podobać to, co piszę, czy po prostu macie na mnie focha za takie przerwy w rozdziałach.

W jednym i drugim przypadku - musicie mi wybaczyć. 
Niestety, na niektóre rzeczy mam średni wpływ, choćby stanąć na głowie. Ten rok był naprawdę ostry, jeśli chodzi o mój harmonogram i samopoczucie, co ma skutki na blogu wiadome, ale (hyhy) idą wakacje, więc będę dużo pisać, żeby nadrobić zaległości.
A trochę pomysłów mam.(♥)

Dobra, nie przedłużam już. 
Mam nadzieję, że nota się spodoba, bo dalej będzie się działo.

Indżoj~!
_____________________________________________________________________
_____________________________________________________________________



Odetchnąłem głęboko, ocierając pot z czoła.
Malowanie było absolutnie najgorszym elementem całego procesu tworzenia płaskorzeźby, a już zwłaszcza gdy wszystko musiało być idealne w każdym najmniejszym calu.
Szlag jasny wie tylko dlaczego jaśnie komendant Uchiha, w hołdzie zupełnej złośliwości i  absurdu, zażyczył sobie żebym pomalował wszystko dopiero wtedy, kiedy dzieło zawiśnie na upragnionym miejscu. Stałem więc jak kretyn na wątpliwej stabilności drabinie, modląc się w duchu o przetrwanie i powoli, sukcesywnie zapełniając powierzchnię gipsowego tworu farbą.
Puszka z akrylem chybotała się, przewieszona za uchwyt na szczycie drabiny; zegar tykał głośno, a mała żyłka pulsowała coraz żywiej na mojej skroni, gdy – zerkając ukradkiem w dół – moje spojrzenie padało na siedzącego wygodnie w fotelu, najbardziej bezczelnego bachora, jakiego spłodził świat.
- Jest krzywo. – Usłyszałem kolejny z serii, chłodny komentarz. – Lepiej to napraw, zanim Madara wróci.
Zatrzymałem rękę w połowie drogi do ściany i odwróciłem głowę, mierząc rozmówcę płonącym, nienawistnym wzrokiem.
- Brat wie, że wagarujesz? – Z moich ust popłynęła jadowita odpowiedź, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
Sasuke Uchiha skrzywił się, wyraźnie dotknięty podobną zniewagą z mojej strony.  Usatysfakcjonowany tą reakcją zwróciłem twarz do rzeźby, wyjątkowo niedelikatnym ruchem wpychając pędzel z powrotem w czeluść kubła.  Smarkacz prychnął, a ja uśmiechnąłem się złośliwie, nucąc w myślach radosną melodyjkę, w rytm której kontynuowałem dzieło.
W przeciągu minionych dwóch godzin przynajmniej z dziesięć razy zastanawiałem się dlaczego  stercząca strzecha jego włosów nie mieniła się jeszcze rubinową farbą, której pod ręką miałem zupełnie wystarczająco, nawet na szczelne pokrycie całej jego zadufanej, tępej facjaty. Gdyby nie cena, jaką oferowano za wykonaną robotę, dawno pozbawiłbym go co najmniej pary jedynek. Powstrzymałem się od parsknięcia śmiechem, przywołując w myślach obraz tego głąba bez czołowych siekaczy, z lubością nurzając pędzel w farbie.
Żrący niczym jad wzrok Uchihy przewiercał mnie na wylot, świetnie wzmagając moją siarczystą satysfakcję. O tak, wiedziałem w który punkt uderzyć, żeby zamknął niewyparzoną jadaczkę.
Tak się niestety składało, że do brata Sasuke żywiłem całkiem podobne uczucia, jak on sam: można by z powodzeniem określić je jako kwintesencję wstrętu i cichej, osobistej nienawiści względem nieskalanej, jak to w mieście powiadali, perfekcji. Jedyna różnica polegała na tym, że młody Uchiha, który właśnie wyjątkowo udanie wyprowadzał mnie z równowagi, rzucał się na braciszka w miejscach publicznych niczym dzika świnka morska na świeży mlecz – co z tego, że wokół było pełno ludzi? Nie; Sasuke aka chodząca wyższa inteligencja musiał każdorazowo robić z siebie nieobliczalnego kretyna, którego należy natychmiast obezwładnić przy użyciu średnio komfortowego kaftana.
Ja zaś, jako wyrafinowany artysta, czekałem z każdym dniem na najbardziej odpowiedni moment, by ukrócić chwałę starszego Uchihy, który panoszył się wszędzie nazbyt już długo, zbierając wszelkie nagrody i laury. W dodatku jak bardzo niesłusznie…!
- Skończyłeś już? – Dotarł do mnie nagle zniecierpliwiony głos.
Zamarłem z pędzlem w ręce, obłąkanym wzrokiem wpatrując się w stojącego na dole Madarę, który dzierżył w dłoniach paczkę grubych gwoździ.
Krew natychmiast odpłynęła mi z twarzy.
- Jezu, kurwa, Chryste.
- Słucham?
- Po co te gwoździe? – Wydusiłem, wytrzeszczając oczy.
Madara uniósł brwi i przywołał na twarz wyraz skrajnego niedowierzania.
- Zamierzam przybić cię do ściany, nie widać?
Ta ironia najwyraźniej wydała mu się wyjątkowo udana, bo z wyraźną satysfakcją powitał moją przerażoną minę, zanim dodał:
- Jesteś niedorozwinięty. Skąd Akasuna cię wytrzasnął?
Sasuke parsknął cicho z kanapy, obrzucając mnie ostentacyjnym, złośliwym uśmiechem. Już miałem cisnąć tam opróżnionym do połowy kubłem farby, gdy Madara skomentował jego reakcję w absolutnie beznamiętny sposób.
- Nie masz z czego się cieszyć, smarkaczu. W porównaniu do ciebie, ten tutaj to geniusz. Nauczyłbyś się chociaż jedną rzecz robić porządnie, prócz bycia wrzodem na cudzym tyłku.
Uśmieszek w momencie spłynął z jego bladej, bachorowatej twarzyczki, ustępując miejsca wściekłości.
- Nie kazałem ci się wpierdalać.
- Uważaj na słowa, gnojku – odparł komendant lodowato, patrząc na niego z góry. – I uprzedzam, jeszcze raz będę musiał interweniować, a moja cierpliwość się skończy. Dotarło?
Widocznie na to Sasuke nie miał już górnolotnej odpowiedzi, ratującej jego wątpliwą reputację, bo przymknął paszczę i założył ręce na piersi, zmrużonymi oczyma wpatrując się w przeciwległą ścianę.
Moje wnętrzności zatańczyły sambę.
- Widzę, że prawie koniec, więc pospiesz się – zwrócił się znów do mnie Madara, oceniając progres dzieła. – Pomożesz mi zawiesić obrazy.
Zmarszczyłem brwi z oburzeniem i już otwierałem usta, by wydać z siebie kategoryczny protest, gdy uprzedził mnie:
- Płatne ekstra, sprzeciwów nie przyjmuję. Ciesz się, że masz tę robotę.
Właściwie zamierzałem go zapytać, dlaczego nie zleci tego zadania swoim służącym, ale otrzymałem stosowną odpowiedź w momencie, gdy wyjął z kufra pierwsze malowidło, trzymając je z takim namaszczeniem, jakby miał właśnie w rękach święty Graal. Poinstruował mnie dokładnie w którym miejscu wbić te piekielne gwoździe, gotowe utrzymać na ścianie traktor, a ja posłusznie wykonywałem jego polecenia, usiłując nie wyobrażać sobie samego siebie w brudnych od smaru, siwych ogrodniczkach.
Robota dobiegła wreszcie końca. Spełzłem z drabiny, odgarniając grzywkę z oczu, i oddałem Madarze dwukilogramowy nordycki młot, którym obdarzył mnie łaskawie na czas pracy.
Z powodu półgodzinnego trzymania gwoździ w zębach, żeby zapobiec złamaniu karku poprzez schylanie się do pudła, metaliczny posmak prześladował mnie namiętnie i nieustannie do momentu przepłukania ust w złoconej umywalce osobistego kibla Jaśnie Pana Komendanta.
Pozostawiłem bez komentarza malowniczość obszczanej dookoła sedesowej dechy, która przywitała mnie na wejściu do kabiny, załatwiłem potrzebę pękającego pęcherza i otworzyłem z impetem drzwi łazienki, by powalić nimi idącego dość spiesznie, jak zdążyłem się domyślić, jegomościa.
 - Jezus…! - Zapowietrzyłem się, wymachując rękami jak idiota. -  Chryste, wybacz!
-  Ał. - Usłyszałem tylko w odpowiedzi. – Trochę uwagi, bo kogoś zabijesz.
Pod moimi nogami , rozcierając ramię, siedział nie kto inny, jak gubernator okręgu - sam Senjuu Hashirama. Poczułem, że powoli ogarnia mnie przedwczesne stężenie pośmiertne. Czy ktoś kiedyś zdejmie ze mnie to fatum?!
- Nie chciałem, naprawdę! – Wystękałem pokutnym tonem, podając mu trzęsącą się rękę, żeby pomóc mu wstać, i nie mogąc pozbyć się wrażenia, że to on zaraz będzie cucił mnie.
- Wierzę, spokojnie – odparł, uśmiechając się z rozbawieniem, kiedy już stanął na nogach, mierząc mnie wzrokiem. Oblał mnie zimny pot. Co zrobi Madara, kiedy dowie się, że znokautowałem drzwiami jego przełożonego?! – Ty robiłeś tę rzeźbę, zgadza się?
Skinąłem tylko głową, niezdolny do wydobycia z siebie jakiegokolwiek dźwięku, wychodzącego poza skalę słyszalną wyłącznie dla nietoperzy.
- Świetna robota. – Poklepał mnie po ramieniu krzepiąco. – Nie jesteś przypadkiem z GeiDai?
- Klasa rzeźbiarstwa – przytaknąłem drętwo, choć jego komplement przywrócił mi nieco prawidłowy przebieg krążenia. – Jest zadowolony?
- Chodzi dumny jak paw. Tylko nie powtarzaj mu tego, zirytowałby się.  – Hashirama roześmiał się cicho, z jakąś nutką rozczulenia, po czym, nie czekając na odpowiedź, poklepał mnie jeszcze raz po plecach i odszedł beztroskim krokiem w swoją stronę, zostawiając mnie pośrodku korytarza z głową pełną absolutnego i ostatecznego zwątpienia.

*

-Sasori? – Uchyliłem ostrożnie drzwi sypialni.
Oczywiście przywitała mnie pustka.
Nie było go też w kiblu, łazience, kuchni, salonie, komórce, ani nawet tej jego spróchniałej pracowni.
Czyżby wyszedł z domu?
- Sasori…! – Zawyłem lamentacyjnie, z godnością alarmowej syreny, chwytając się balustrady i jeszcze raz lustrując wzrokiem parter. Gdyby spał, już dawno straciłbym przynajmniej część uzębienia, ze szczególnym uwzględnieniem jedynek, więc nie było takiej opcji. Gdzie on, do cholery, mógł poleźć?
Obściskując kurczowo laminowaną poręcz, zwlekłem się schodami w dół i zaszedłem do kuchni, by ocenić stan zapasów żywności – może żarcie się skończyło i poszedł na zakupy? – jednak lodówka okazała się pełna. Nie brakowało nawet kretyńskiego łososia, którego wpierdalał z zażyłą namiętnością, ignorując wszelkie możliwe normy odżywiania.
Moja irytacja powoli wzrastała, sukcesywnie napędzając wyobraźnię.
Siedział w barze u Hidana? Wezwali go na uczelnię? A może poszedł spotkać się z…?!
I właśnie wtedy, subtelnie, z pełną złośliwością, przed oczami stanęła mi Yuka.
- SASORI!– Ryknąłem dziko,  uderzając pięścią w drzwi piwnicy, które – ku mojemu absolutnemu zdziwieniu – z trzaskiem otwarły się do wewnątrz, siłą uderzenia strącając usadzoną na krawędzi któregoś z pierwszych stopni schodów lalkę. Rozległ się donośny odgłos uderzenia drewna o beton.
- DEIDARA! – Dobywająca się z głębi, kipiąca furia wstrząsnęła natychmiast ścianami pomieszczenia.
- Sasori?! – Powtórzyłem, tym razem z krytyczną paniką, zastanawiając się czy pozwoli mi chociaż wybrać sobie trumnę. – Co ty tam robisz?!
- Upierdolę ci ten zakuty łeb!  – Dostałem w odpowiedzi cudowną zapowiedź planów na dziś, które jawiły się niesamowicie zachęcającą wizją dekapitacji. – Podnieś to, ale już!
Przełknąłem głośno ślinę, usiłując utrzymać się na nogach i przygotować psychicznie na wejście w paszczę lwa. Wściekły Sasori był niczym esencja czystego zła z delikatną domieszką ironii i toną wyrafinowanego sadyzmu. Porzucając płonną i tak nadzieję na ujście z życiem, wkroczyłem w złowieszczą czeluść piwnicy, brnąc po schodach z prędkością pantofelka.
Lalka musiała leżeć dokładnie pod schodami, wykonałem więc pokazowy piruet za obliczem grzebiącego przy stole Akasuny i podniosłem rozpłaszczone makabrycznie na podłodze dzieło jego rąk, z zamiarem wyśliźnięcia się równie niespostrzeżenie. Oczywiście, zabieg ów nie miał najmniejszych szans powodzenia, z racji tego, że dotyczył mnie.
Nie zdążyłem postawić pięciu kroków, nim drewniana ręka taszczonej przeze mnie marionetki wlazła  mi między nogi, stając się przyczyną wyjątkowo malowniczego wypierdolenia się mojej osoby na usłany wiórami beton.
- No kurwa mać – stęknąłem boleśnie, przewracając się na plecy z ręką przyciśniętą do lewego oka, którym nadziałem się na nos tej zasranej kukły.– Pierdolone lalki!
- Coś mówiłeś?- Sasori odwrócił się natychmiast z włączoną wiertarką w ręce, a jego psychopatyczne spojrzenie spoczęło na mnie.
- Boże, za co? – Uniosłem wzrok w górę. – Dlaczego mnie to spotyka?
- Bo jesteś skończonym debilem? – Podsunął dobitnie Akasuna, unosząc wysoko brwi. – Wyjaśnij mi, co ty właściwie robisz?
- Molestuję twoją kupę drewna – odparłem mściwym tonem, podnosząc się na łokciach. – Szukam cię po całym domu, zdzieram gardło, a ty dłubiesz coś w piwnicy. Nie wystarczy ci pracownia?
- Jak widać, nie wystarczy. – Zdjął palec z włącznika wyjącej ciągle wiertarki i odłożył ją za plecy na stół. – Do czego jestem ci potrzebny, hm?
Spojrzałem na niego z czystą wścieklizną, mając nadzieję, że piana nie potoczy mi się z ust.
- Może byłbyś łaskaw informować mnie o tym gdzie jesteś, jeśli zamykasz się w jakiejś dziurze albo wychodzisz z domu?
- Czy ty się o mnie martwisz? – Jego brwi uniosły się jeszcze wyżej, w wyrazie niedowierzania.
- Pierdol się – odparłem, podnosząc się wreszcie z ziemi i otrzepując z wszechobecnego syfu. – Mieszkam u ciebie tydzień, a ty dalej zachowujesz się jakbyś był tu sam. Zdecyduj się.
- Nie wiem o co Ci chodzi. – Usłyszałem tylko w odpowiedzi, kiedy odwrócił się z powrotem do stołu, wyraźnie próbując zająć czymś ręce. Rozmowa na podobne tematy była bezsprzecznie jego najsłabszym punktem. Zawsze w takich momentach miałem wrażenie, że dyskutuję z uczniem podstawówki, który nie odrobił domowego zadania i usiłuje wymigać się od kapy. Co gorsza – wiedziałem, że coś jest poważnie nie tak, ale nie dało się z niego nic wyciągnąć, jakby panicznie się tego bał. To z kolei doprowadzało mnie do schizofrenii: z wymyślonych przede mnie scenariuszy jego nieudanego życia prywatnego można by z powodzeniem sklecić przykrą, grubą książkę.
Westchnąłem ciężko.
- Nie rób z siebie kretyna, Sasori. Dobrze wiesz o czym mówię.
Tym razem, zamiast odpowiedzi, dostałem warkot piły tarczowej.
Zagryzłem wargę, żeby nie skomentować tego w wysoce niekulturalny sposób, chwyciłem leżącą wciąż lalkę za rękę i wniosłem ją na szczyt schodów, moment później zatrzaskując za sobą drzwi.
Jak dawne prawidło powiada – opychanie się tłumi wszelkie negatywne emocje.
Idąc nurtem tej właśnie ludowej mądrości, skierowałem ciężkie kroki do lodówki i wyjąłem z niej górę słodyczy oraz puszkę piwa, na uspokojenie kurwicy.
- Jebany egocentryk – mruknąłem pod nosem, wciskając się z całym przybytkiem w kanapę i włączając zajmujący pół ściany telewizor, który przez ostatni czas awansował do miana mojego najlepszego przyjaciela. – Niech zgnije w tych wiórach.
Na antenie oczywiście były akurat same chłamy, życie zmusiło mnie więc do wybrania jednego z nich. Mój wybór padł na Godżillę. Z najwyższym zwątpieniem obserwując gumową jaszczurkę, wynurzającą się z makietowego oceanu, zatykałem się kolejnymi słodyczami i popijałem piwem, aż do momentu kiedy zdałem sobie sprawę, że to mój pierwszy posiłek tego dnia. Poinformowało mnie o tym przyjemne ciepło, rozlewające się po ciele, spadek wydajności mózgu i lekko rozmazane pole widzenia, kiedy po półtorej godziny wstałem z bólem do łazienki.
Ironia wstawienia się jednym głupim browarem przysłoniła mi rzeczywistość. Jakim cudem można być aż taką życiową ofiarą?
- Deidara? – Do moich uszu dotarł daleki dźwięk głosu Sasoriego, który  najwyraźniej skończył bawić się w piwnicy i poczuł ochotę do integracji ze światem zewnętrznym.
Prychnąłem, całą uwagę skupiając na tym, by trafić do kibla. W takich momentach marzyło mi się bycie babą. Zadowolony z siebie, że nie obsikałem połowy łazienki, zapiąłem spodnie i wyszedłem na korytarz, gdzie plecami o ścianę opierał się Akasuna, najwyraźniej na mnie czekając.
Spojrzałem na niego podejrzliwie.
- Czego się krzywisz? – Odezwał się kwaśno, mierząc mnie sceptycznym wzrokiem.
- Masz taką minę na co dzień i nie komentuję – odparłem, dotknięty. Sasori swoim starym zwyczajem uniósł wysoko brwi. Kącik jego ust niepokojąco drgnął.
- Nie zapominasz się przypadkiem?
- Daruj sobie ten profesorski ton. – Przewróciłem oczami i minąłem go, wracając do salonu, gdzie zostawiłem jeszcze paczkę żelków. Widocznie coś go dręczyło, bo powlókł się za mną, chyba próbując się odezwać. Uśmiechnąłem się pod nosem z satysfakcją. Co za urokliwa sytuacja.
- Obraziłeś się? – Wydukał w końcu głupawym tonem.
Zamrugałem parę razy i odwróciłem gwałtownie głowę, nie wierząc własnym uszom.
- Czy to ma być przejaw wyrzutów sumienia?
- Nie przeginaj – odparł natychmiast. Widziałem po jego twarzy, że ledwie powstrzymywał się od ironicznego komentarza adekwatnego do sytuacji. – Pytam o co ci chodzi.
- Może o to, że – czekaj… - Oparłem się tyłkiem o fotel, teatralnie udając zastanowienie  – …jesteś zasranym, egoistycznym, wyniosłym dupkiem?
Sasori zmarszczył brwi. Najwyraźniej nie spodziewał się tak bezpośredniej odpowiedzi, bo chwilowo go zatkało.
- Oczekujesz, że będę czytać ci w myślach? – Odezwał się po chwili.
- Wystarczyłoby… - zacząłem, ale nie dał mi skończyć:
- Mieszkam sam od dwudziestu lat. Od dwudziestu lat nie utrzymuję bliższych kontaktów praktycznie z nikim, pomijając tego idiotę z baru na Ni-chome. Przez dwadzieścia lat nikt nie ingerował w moje życie prywatne, bo nie było nawet takiej opcji. – Zatrzymał na mnie ciężkie spojrzenie i ścisnął wargi. – Nie wymagaj ode mnie zachowań przeciętnych ludzi z ulicy, bo ich nie znam. Coś jeszcze ci wytłumaczyć?
Zesztywniałem chwilowo, patrząc na niego jak na ducha. Pierwszy raz, odkąd go poznałem, powiedział mi cokolwiek na temat swojej przeszłości. Prawdę mówiąc, stawiałem raczej na historię nieudanych związków, więc autentyczna wersja dość poważnie mnie zszokowała. Mieszkał sam, odkąd skończył zaledwie piętnaście lat. Jakim cudem?
- Nic ci nie powiem – uciął, widząc że już otwieram usta, żeby sformułować pytanie. – Przy okazji, picie w samotności jest jednym z objawów choroby psychicznej, nie wiem czy zdajesz sobie sprawę.
- Widzę, że twoja ironia wróciła do dawnej kondycji – skomentowałem tylko z lekkim rozbawieniem. Przez twarz Sasoriego przemknął cień seksownego uśmieszku.
Przyciągnął mnie do siebie za kołnierz i bez krzty delikatności popchnął na kanapę, by pochylić się nade mną i zatkać moje usta absolutnie erogennym pocałunkiem.
W tej kwestii – dziwnym trafem, a moim szczęściem – nie miał najmniejszej konkurencji.

*

Zmora o nazwisku Uchiha prześladowała moje życie już od bardzo zamierzchłych czasów. Byłem chyba w podstawówce, kiedy Itachi – ‘chodząca perfekcja’ – po raz pierwszy zalazł mi za skórę, tym samym zasiewając w moim umyśle dziką chęć zemsty, która kiełkowała sukcesywnie z dnia na dzień, rosnąc do rozmiarów baobabu.
Nie przyszło mi nawet na myśl, że po tym świecie może chodzić ktoś bardziej irytujący, zanim nie poznałem jego młodszego, jeszcze bardziej jebniętego brata – Sasuke. O nim można by napisać zupełnie oddzielną powieść, zatytułowaną ‘ Ewolucja wsteczna: Dokąd zmierzasz, świecie?’.
Był jednak jeszcze Madara – starszy od obojga, pozbawiony ludzkich odruchów komendant tokijskiej policji, żyjący w dziwnego typu niechęci do swojego byłego przyjaciela, a obecnie przełożonego, tego samego Senjuu Hashiramy, którego potraktowałem drzwiami w posesji Uchihy.
Niesamowicie absurdalnym zbiegiem okoliczności zawsze, ale to zawsze musiałem pakować się w niebotycznie chore sytuacje z udziałem któregoś z nich, co w większości kończyło się dla mnie co najmniej tragicznie. Raz wpadnięciem pod samochód, innym razem łysym plackiem na głowie, brakiem jednego buta lub podobnymi przyjemnościami.
Tym razem jednak, bez dwóch zdań, padł na mnie jednoznaczny, bezwzględny wyrok śmierci.
Świat wyjątkowo okrutnie postanowił mnie zlikwidować.






26 komentarzy:

  1. Dlaczego przerwałaś gdy Sasori zaczyna całować Deidare ;C? Opowiadanie super, Kocham nienawiść do Sasuke Uwielbiam fragment z Senjuu Hashiramy i drzwiami w roli głównej :D Myślę, że Madara miał z nim romans dlatego go nie lubi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Arararararararararar, że tak się wyrażę.
    Nienawiść do Sasydża taka awwww.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak będziesz duuużo pisać, to przebaczam wszystko, nawet na zapas i będę Cię pod niebiosa wysławiać <3 Może moj nłóg czytaia wreszcie zostanie przez odpowiedniego bloga dopieszczony ;w;

    "Wściekły Sasori był niczym esencja czystego zła z delikatną domieszką ironii i toną wyrafinowanego sadyzmu. " OMG, cudo <3 I generalnie Twoje teksty są piękne <3 Mówiłam już że są piękne? To trochę dziwne siedzieć przy laptopie i non stop cieszyć mordę jak głupi do sera, ew. śmiać się w głos. A to jest dokładnie to co ja robię czytając Twoje notki xD
    OMGOMGOMGOMGOMG.
    TAK BARDZO kocham sposób w jaki przedstawiłaś charakter Sasora " Mieszkam sam od dwudziestu lat. Od dwudziestu lat nie utrzymuję bliższych kontaktów praktycznie z nikim, pomijając tego idiotę z baru na Ni-chome. Przez dwadzieścia lat nikt nie ingerował w moje życie prywatne, bo nie było nawet takiej opcji. – Zatrzymał na mnie ciężkie spojrzenie i ścisnął wargi. – Nie wymagaj ode mnie zachowań przeciętnych ludzi z ulicy, bo ich nie znam."
    Tak bardzo wreszcie cokolwiek gdzie nie pieprzy się jego charakteru i kanonu totalnego samotnika, który, no sorry, czasami NA PRAWDĘ nie wie jak sie zachować. Generalnie nie lubię fanfików, gdzie to Deidara jest biedną ciotą, którą życie kopie w dupe na każdej płytce chodnikowej z osobna, a Sasor jest jebanym supermenem. Ta postać TEŻ ma swoje schizy, też ma swoje fanaberie i takie rzeczy jak tu. Kocham Cię dogłębnie, że to uwzględniłaś <3

    A tak generalnie to cudowne, kochane i WIĘCEJ <3
    TRZYMAM CIĘ ZA SŁOWO ZA TO, ŻĘ MA SIĘ DZIAĆ. JAK NIE BĘDZIESZ DAWAĆ NOWYCH NOT PRZEZ WAKACJE TO BĘDĘ CIĘ SUKCESYWNIE PRZEŚLADOWAĆ PRZY POMOCY WYNALAZKU ZWANYM GADU GADU XD
    I wybacz, jeśli przy ostatniej nocie nie wyraziliśmy jakiegoś entucjazmu. Osobiście obiecuję poprawę na przyszłość xD
    I zapewniam, że tak długo jak bloga nie opuścisz, będę Twoją wierną fanką C:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oł, dzięki. : o To się upisałaś.
      Cieszę się, że podoba Ci się moja wizja pana Akasuny - w końcu on miał trochę dolegliwości w sferze psychicznej, czyż nie? Mnie osobiście irytuje robienie z niego ideału albo głupawego kretyna.
      Groźby biorę do siebie, bo różnie to bywa, zatem w wakacje możesz się spodziewać na pewno więcej rozdziałów, niż przez ostatnie pół roku. : D
      Mam zaczęte 3 fiki, heheh.
      Jeszcze raz dzięki za wsparcie.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. No nie, chyba wygrałaś właśnie nagrodę na zakończenie rozdziału w najgorszym możliwym momencie! Biedny Dei, a życie takie brutalne ;c ciekawe co tym razem go dopadło :D
    Porównywanie Saska do świnki morskiej, a Itacza do mlecza mnie zniszczyło, a już wyobrażenie sobie tego to w ogóle xD pociski na Sasuke zawsze spoko, Madara jaki życzliwy wujaszek :D
    Ubóstwiam relacje między Sasorim i Dei'em i oczywiście czekam na twoje następny pomysły.
    Mam nadzieję, że matury poszły dobrze
    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeeejkuu *.* kolejny powód dla którego nie mogę doczekać się wakacji! W wakacje tyle cudownego yaooi *.*
    Notka świetna, bardzo mi się spodobała! Jak ja uwielbiam jak Dei się wkurzaa hyhyhy :D Zdziwiło mnie, że Sasorek otworzył się przed Deim, ale to oznaka, że cos czuje do neigo. Rozkręca sie fajnie. Oby tak dalej i więceeej tych buziaków :D
    Pozdrawiaam i duzo weny życzę :*:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Mmmm <333 Świetny rozdział~! Sasorek dwadzieścia lat bez żadnych bliższych kontaktów? :o ...Dei, zajmij się nim więc xD Właśnie~! Czekam na coś ostrzejszego ;D Dzisiaj mi się podobało, szczególnie początek z wkurzającym Sasuke XD I Hashiramą, hah xD Beka xD
    Słodko <3
    Czekam na więcej, Hannami~! Zawsze czekam~ ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurczę, podziwiam za talent ;D Nie wiem już, ile razy ci to już mówiłam xd
    Śmieję się z Deia-ofiary. On to musi być stresowany przez wszystkich, biedak :< Ale ma charakter. I to jest duży plus >3 Jego relacje z Sasorim są takie... spoko :D
    Sasuke. I tak go nie lubię, a tutaj to taki... ugmh D: Ale w sumie to do niego pasuje xd Ale miałam zaciesz, kiedy dostało mu się od Madary xP I ten jego stosunek do Deidary, świetnie! :D Madara. Taki chuj, no :D Ale taki faajnyy~! Lubię go ;D A Hashirama wyszedł ci taki podobny :) Tylko brak mi Tobiegoo :< Ten głupek jest świetnym przyjacielem ;D
    Wgl. Wybacz za brak entuzjazmu x< Rozumiem, że nie masz czasu pisać ;) Liczę, że dostaniemy trochę notek w wakacje~! Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  9. http://www.youtube.com/watch?v=NyJlo1f7k2I - polecam, godnie się przy tym czyta c:
    Wiem co czujesz, też walczę teraz z maturami, ale pomimo tego rozdział wyszedł Ci cudaśnie jak zawsze *wcaleniezazdrościtalentu* :<

    OdpowiedzUsuń
  10. Żyjesz ! *-* W końcu nota *-* AVE

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział cudowny. *o* Biedny Deidara, on ma serio przesrane XD W sumie miło by było gdyby któryś z braci Uchiha się w nim zakochał lub coś podobnego :o No cóż, czekam na następny i pozdrawiam ~~♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, też o tym pomyślałam... Fajnie by to mogło wyjść - Madarze chyba żyłka by pękła, gdyby się dowiedział, bo pewnie pokrzyżowałoby mu to plany (o ile zamierza 'wyeliminować' Deidarę, jak się zdawało). Ale chyba raczej Sasuke, skoro już go poznaliśmy. A jak ktoś się z kimś czubi... może się nagle okazać, że go lubi. To takie w stylu Sasuke :)

      Usuń
  12. Serio, serio xD I wczas ;P
    Raczej nie mam w planach SasoDeia, ale pomyślę nad tym, skoro niedobór masz :D Za to ja chcę Sinbada i Ja'afara <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Dei artysta tak bardzo :3 Przynajmniej umie Sasia zamknąć. Madara to zły skurwiel z policji, który nie lubi Hashiego. Biedny Hashi dostał na dzień dobry drzwiami. XD On ma życiowego pecha. :3 Ta panika Deia była fajna, gdy mu rąbnął drzwiami. Ciekawe w co znowu Dei się wpakował. Podobało mi się bardzo i czekam na dalszą akcję niecierpliwie. :33

    OdpowiedzUsuń
  14. Ogólnie rozdział fajny, tylko nieskładny - w twoim stylu :).
    Nie, żebym się nie cieszyła ich szczęściem, ale jakoś tak szybko przeskoczyłaś w czasie. Już tydzień mieszkają razem? Szkoda, że chociaż nie pokazałaś przeprowadzki, pewnie można by się pośmiać z ich początkowych negocjacji o dzielony teren (w ich przypadku pewnie były to gorące kłótnie... kończące się, mam nadzieję, w sypialni. Bądź gdzie indziej.). Wiadomo: gdzie postawić lampę, jak przestawić fotel... tego typu bzdury.
    Zaskoczyłaś mnie, przyznaję. Po pierwsze, dostałam miły prezent na imieniny, a po drugie, nie spodziewałam się tak odważnego kroku ze strony naszych bohaterów, którzy sporo ryzykują, mieszkając pod jednym dachem. Yuka na pewno wie, że Sasori jest wykładowcą Deidary, i chętnie pozbyłaby się tego drugiego. A nie jest jedyną, która mogłaby donieść władzom uczelni (Kurotsuchi dyszy im obu w karki) - jeśli cała sprawa wypłynie na wierzch, skończy się źle.
    Swoją drogą, nadal czekam na zemstę Deidary. Mam nadzieję, że niedługo zatriumfuje i wzniesie wysoko skalp z głowy naszej słodziutkiej lolity - widowiskowo zdobyty, oczywiście.
    Więcej Hashiramy (jedyna dobroduszna postać, więc na wagę złota) i Sasuke, please. I oczywiście naszego kochanego głupka, bo przecież Deidara musi mieć jakiegoś nieszczęsnego towarzysza niedoli. Tobiemu to się dopiero rola życia trafiła ;).

    Uups. Właśnie wyobraziłam sobie kota Deidary ostrzącego pazurki na lalkach Sasoriego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hoho, widzę że sama sobie już rozwinęłaś akcję. : D
      Pozwól, że naprostuję - nie pokazałam przeprowadzki z pewnego konkretnego powodu, o którym wspomnę w następnym rozdziale. A Yuka to ciekawa postać, z pokrętnymi motywami, ale o tym również w następnej nocie, hyhy. Mogę powiedzieć tylko, że zemsta Deidary będzie... cokolwiek wymyślna. :>
      Tobiaszek się pojawi, ale to w swoim czasie.
      Dzięki za wyczerpujący komentarz.~
      PS To wyobrażenie trzeba uwiecznić na papierze.

      Usuń
  15. Hannami, jejku, jak ja uwielbiam Twoje opowiadania! *^* Niecierpliwie czekam na kontynuację. Jakimś magicznym sposobem niechcący pozbyłam się swojego gg (nr: 11505087), dlatego też komentować będę teraz tylko tutaj. No, więc trzymam kciuki za to, żeby nie brakowało mi weny. A, zlituj się troszkę na Deidim, bo szkoda mi go już, ma takiego pecha zawsze. ;-; Pozdro!
    ...
    Taa.. tylko ja potrafię niechcący założyć sobie konto "bloggera". No nic. xD ~ Sunako

    OdpowiedzUsuń
  16. A może by tak następnym razem Sarumi? ;__;

    OdpowiedzUsuń
  17. Kocham Twoje opowiadania <3 Przeszukałam pół internetu niezadowolona z poziomów sasodei, aż tu nagle natrafiam na Twój blog i BAM! Miłość od pierwszego przeczytania! Powodzenia w dalszym pisaniu i czekam z niecierpliwością na nowe części!

    OdpowiedzUsuń
  18. Ten blog to cudo XD rany, nie ma lepszego opowiadania SasoDei. Serio :D Lalkarstwo w pigułce przeczytałam w jeden dzień i ciągle wracam do tych rozdziałów. Jesteś świetna pisz dalej tego bloga. Nigdzie nie ma takiego samego. A tak w ogóle to Sasori coś się w tym rozdziale nie postarał, nie zaspokoił Deidary ;P mam nadzieje, że w następnym sie postara. Oby tak dobrze jak w poprzednim rozdziałe :D
    Tak więc pozdrawiam i życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  19. Hej Hannami :) Kiedy nowy rozdzial? A wlasnie, jak tam wyniki matury? :) Ja ogolnie jeatem zadoqolona, najlepiej poszla mi historia :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Czesc :) Wiesz juz kiedy nowy rozdzial? Pytam, bo juz nie moge sie doczekac Twojego dziela ♥♥ <3

    OdpowiedzUsuń
  21. Pisz dalej ;-; Nie mogę się doczeakć, tego co się stanie ;-; Nie trzymaj nas więcej w napięciu ;-; Dokończ to opo xD plz (づ ̄ ³ ̄)づ
    Weny, weny i czasu!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  22. Jedno z moich ulubionych sasodei.. nadal czekam na nowe rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko. :O To zapraszam na Wattpada, tam jest duuuużo do przodu. :D
      https://www.wattpad.com/user/Hannami_Official
      Pozdrawiam i dziękuję!♥

      Usuń