Lalkarstwo w Pigułce III (2.0)



Dobry dzień! Dotarłam, jestę, żyję, publikuję! Jest SasoDei!
Usilnie starałam się wyrobić w kwietniu, ale życie jak to życie, pożarło mnie trochę i jestem teraz. Ale jestem i nota majowa wraz ze mną! :D
Kochani, mam twarde postanowienie minimum jednego rozdziału na miesiąc, bądźcie więc in touch, kto zainteresowany.
Uprzejmie proszę o opinie pod spodem, jak zwykle - Wasze rady i sugestie są dla mnie na wagę złota i zachęcają jak nic innego.
Wielka miłość dla Was i miłego czytania życzę!
Enjoy~!♥



--------------------------------------------


Tamtego dnia wróciłem do domu z doskonałą pustką w głowie. Gdybym miał pokusić się o porównanie, pies Hidana miał wówczas inteligentniejszy wyraz pyska niż ja, przynajmniej zdaniem swojego właściciela.
Palce wciąż drżały mi ze zdenerwowania, kiedy otwierałem puszkę drugiego już piwa, ignorując rozpaczliwe wołanie odchodzącego w niepamięć zdrowego rozsądku. Nie tylko bowiem mój współlokator robił się wylewny po alkoholu. Ja nie ustępowałem mu w tym wypadku kroku, choć jemu wiele mniej było trzeba, by pożegnać się z nieeleganckim stanem trzeźwości. Rzadko jednak zdarzało się, bym pił sam, w dodatku bez jego namowy.
- Dobrze się czujesz? - Usłyszałem w końcu. Zamarłem z łapskiem w połowie drogi do stojącego przy biurku czteropaka i obróciłem głowę, uśmiechając się psychopatycznie.
- Jak nigdy w życiu.
- Oblał cię?
- Nie.
- To o co chodzi?
Leniwie podniosłem się do pionu z kolejną puszką w ręku i otworzyłem ją z głośnym sykiem, po czym odwróciłem się do niego na krześle. Upiłem potężny łyk. Hidan uniósł brew.
- On wie.
- O czym?
Przewróciłem ostentacyjnie oczami. Ciężko było czasem stwierdzić czy naprawdę był taki głupi czy tylko udawał.
- A o czym może, kurwa, wiedzieć?
- Że ci staje na jego widok? - Uśmiechnął się wrednie, z wyraźną satysfakcją powitawszy mój wyraz twarzy - zniesmaczony i emanujący chęcią unicestwienia rozmówcy. Przycisnąłem mściwie piwo do ust, wlewając w siebie sporą dawkę alkoholowej goryczy. Mój najlepszy przyjaciel nie dał się jednak zbyć i swym starym sposobem postanowił dalej grzebać w mrowisku kijem, który to kij przyobiecałem sobie wetknąć mu głęboko i boleśnie w dupę. - No i co z tego? Poza tym musiałby być ostatnim debilem, żeby tego nie zauważyć.
Jego uśmiech przybrał jeszcze złośliwszy wyraz. Obrzuciłem go jadowitym spijaczonym wzrokiem, odgarniając z czoła kosmyki włosów, które uciekły dawno ze spiętej kitki. Właściwie, to czułem się i wyglądałem jak porządny żul.
- Bardzo ciekawe, zwłaszcza że unikam go jak mogę - odburknąłem. Oparłem głowę na dłoni, wspomagając się podłokietnikiem, i zapatrzyłem w przestrzeń. Bo przecież była to najprawdziwsza prawda, starałem się trzymać tak daleko od tego rudego ucieleśnienia zła, jak to możliwe. Nie moją było winą, że w przeważającym stopniu nieskutecznie. Szczerze mówiąc, miałem czasem wrażenie, że on sam się na mnie uwziął i torturuje mnie swoją obecnością na każdym kroku.
Szedłem do kibla - on tam był. Szedłem do jadalni - tam też był. Szedłem GDZIEKOLWIEK - miałem osiemdziesiąt procent pewności na spotkanie go. Paradoks gonił mnie do tego stopnia, że pewnego razu przechodził akurat w nocy skwerkiem, gdy pijany do ostateczności oddawałem się zaspokajaniu pęcherzowych potrzeb fizjologicznych.
Hidan jakby czytał w moich myślach, bo zaśmiał się głupkowato i pogłaskał leżącego na poduszce psa.
- A w czym właściwie tkwi życiowy problem?
Westchnąłem męczeńsko, podnosząc na niego zbolały wzrok.
- Pocałował mnie.
Mój rozmówca zamrugał, przestając głaskać zwierza.
- Akasuna? Przelizał cię Akasuna?!
- Nie przelizał, baranie - przerwałem mu, posyłając błagalne spojrzenie w sufit. Czułem, że moje oblicze przybiera barwę dojrzałego pomidora. - Zresztą nawet gdyby chciał, to by nie zdążył.
- Bo? - Był wyraźnie podekscytowany, a ja nie miałem już wyjścia. Siedział naprzeciw mnie na łóżku, bezmyślnie czochrając psi zadek i ze zboczonym błyskiem w oczach oczekując wyjaśnień. Popiłem wstyd piwem, czując jak piecze mnie twarz. A potem opowiedziałem mu wszystko, od samej genezy - jak wymalowałem mu cycki na konspekcie, jak uwalił mnie na prywatne korki, na których w końcu (po uprzednim torturowaniu mnie swoją osobą) otwarcie wyznał, że wie o moich zapędach, a na koniec skasował mi mózg swoją zasadą ‘kijka i marchewki’. No i jak zwaliłem swoje cielsko na stół w najmniej odpowiednim momencie, po czym dałem w długą ze stojakiem stulecia. Przez większość trwania mojej wypowiedzi Hidan na zmianę rechotał jak debil i bił się otwartą ręką w czoło, kiedy więc skończyłem, był gorzej czerwony ode mnie.
- Jebnę - skomentował tylko z wyszczerzem, ocierając wolną ręką łzy. - Bóg mi świadkiem, skonam. Znaczy Kuzu miał rację.
- Że co? - Zwątpiłem.
- Że jajco - parsknął. - Już dawno mówił mi, że te wasze przepychanki z Akasuną coś mu śmierdzą. Jakbyście nie mogli po prostu się ze sobą przespać.
- Nie mam do ciebie słów - rzuciłem z niesmakiem. Zwalczylem pokusę wypytywania go o szczegóły tej rozmowy i dopiłem resztę browara, odwracając się do biurka. Trawił mnie od środka fakt, że mój najlepszy kumpel wiedział więcej ode mnie i milczał jak grób, nawet jeśli doskonale wiedział o mojej obsesji. Byłem świadom specyficznej relacji profesora ekonomii i lalkarstwa, ale przez łeb mi nie przeszło, by ‘Kuzu’ miał dzielić się takimi smaczkami ze swoim narwanym ulubionym uczniem. Westchnęłam ciężko po raz kolejny tego dnia, ze zmarszczonymi brwiami przekonując sam siebie, że wcale mi nie zależy, choć gorący dreszcz oblewał mnie, gdy tylko przypomniałem sobie dotyk oczywistych seksownych ust. Jakie było zresztą prawdopodobieństwo, że przypadnie mu do gustu akurat ktoś, kto depcze wszystkie jego przekonania z całą tego świadomością i w dodatku satysfakcją?!
Dopiłem resztę piwa, zgniotłem puszkę i z ponurym wzrokiem zanurzyłem się w świat internetowych lekcji ludzkiej anatomii.
Jednego byłem pewien - Hidan od tego momentu zwyczajnie nie da mi żyć. A ja, swoim odwiecznym zwyczajem, nie zamierzałem pozostać mu dłużny.



***



Lalkarstwa uczyłem się więc pilnie. Moja tablica korkowa w pokoju zapełniła się referencjami, rycinami i skrawkami wydrukowanych informacji, pokreślonych kolorowym markerem. Po tygodniu moja nadzieja, że Hidan uspokoi swoje upośledzone poczucie humoru zmarła, musiałem zatem przyzwyczaić się do jego wszechobecnych zaczepek na poziomie dziesięciolatka. Kolejne korepetycje u profesora Akasuny przeżyłem więc o dziwo przytomnie, będąc nawet w stanie trzeźwo odpowiadać na jego pytania (ku jego i swojemu zaskoczeniu). Nie wiem czy bardziej skłoniła mnie do tego wizja życia pod mostem czy gorąca nadzieja, że i tym razem otrzymam podobną ostatniej zachętę. Sasori był jednak wyjątkowo rzeczowy i skupiony na próbie wtłuczenia najbardziej istotnych rzeczy do “mojego głupiego blond łba”, na próżno więc siedziałem jak na szpilkach, wyczekując jakiegokolwiek gestu z jego strony, potwierdzającego Hidanową tezę.
- To już wszystko, możesz się zbierać. - Usłyszałem po dwóch godzinach lekcji.
Nie śmiejąc zdradzić swoich oczekiwań, pozbierałem graty do torby, modląc się w duchu, żeby zawód nie wymalował się na mojej twarzy. Akasuna jednak nie zrobił nic ponad to, co powinien nauczyciel. Ogromne więc było moje zaskoczenie, gdy rzekł, otwierając mi drzwi:
- Bardzo byłeś dziś skupiony. Coś się stało?
- Nic, profesorze.
- Nic - powtórzył. Na jego niemoralnie przystojnej twarzy pojawił się nieznaczny, wszystkowiedzący uśmiech. - Wobec tego nie zatrzymuję cię już. Przygotuj się dobrze na za tydzień, Deidara.
- Tak jest - odparłem, powstrzymując jęk zawodu nagłą świadomością swojego kretynizmu. Drzwi zamknęły się, a ja, z tępym wyrazem twarzy i ochotą rzucenia się pod pociąg, powlokłem się przed siebie, prosto w sobotni japoński tłum.




***



Byłem absolutnie wściekły. Był piątek. Piątek po zajęciach. Był zasrany piątek po zajęciach, a ja, jak ostatnia ofiara losu, tkwiłem w klasie dodatkowych zajęć praktycznych z pijanym Hidanem vel bezpośrednią przyczyną mojej niedoli.
Co pijany Hidan robił w klasie? Otóż przyszedł w tym stanie na uczelnię. Co ja robiłem w tej klasie? Otóż pijany Hidan roztaczał wokół siebie taką woń, że ja, siedzący z nim w ławce, zostałem również posądzony o bycie nietrzeźwym. Profesor rzeźby i mój bezpośredni prowadzący - stary, spróchniały Oonoki - nie chciał nawet słuchać moich tłumaczeń. Gdyby bogowie wysłuchali modlitw, zmarłby na parę tysięcy sposobów, wobec jednak tego, że starucha nie było pod ręką, cały cyklon gniewu zdążyłem ulokować w mym serdecznym przyjacielu, będącym obok. Tego dnia postanowiłem, że definitywnie go zabiję.
- Nie mogę, kurwa, uwierzyć - waknąłem półgębkiem po raz któryś. Ów pijany żul spojrzał na mnie męczeńsko, nie przerywając topornych prób wyrzeźbienia nosa. Na razie, zamiast popiersia człowieka, wychodził mu troll. W normalnych warunkach roześmiałbym się szczerze. Teraz szczerze mógłbym go tym trollem nakarmić.
- To nie moja wina - odburknął tylko. Pożałowałem, że sprowokowałem go do odezwania się w moją stronę. Jechał gorzelnią gorzej niż tłum studentów po imprezie.
- Pewnie, że nie twoja. Wóda sama wlała ci się do japy.
- Nie sama. To Kuzu. - A jakże. Czemu wcale mnie to nie dziwiło?
- Oszczędź mi szczegółów - uciąłem tę bezsensowną rozmowę, żałując dogłębnie, że nie mam zatkanego nosa. W takich momentach dobrze być alergikiem - pomyślałem smętnie, i nagle, jakby na zawołanie, z przeciwnej strony mojego pracowniczego stołu rozległo się potężne kichnięcie. Wyprostowałem się, zaskoczony, i wyjrzałem zza mojego glinianego popiersia, by zlokalizować źródło dźwięku. Jęknąłem cicho w duchu.
- Kurotsuchi?
- O, dżeźdź, Dei.
- Cześć - odparłem, lecz moje wątłe przywitanie zagłuszył odgłos opróżniania nosa. Wątpiąc coraz bardziej, obserwowałem chwilę jej zmagania z wymieloną na wszystkie strony chusteczką. - Też masz szlaban?
- Die. Busze dźwidżydź da egzamin.
- Z rzeźby?
Pokiwała przytakująco głową. Westchnąłem ciężko, czując na sobie brzemię kolegi z wyższego roku.
- Potrzebujesz pomocy? - spytałem więc, tuszując zręcznie rozdrażnienie.
- Die drzeba, jezdeź zajędy - stwierdziła. A potem wyjęła swoją rzeźbę.
Gwoli wyjaśnień. Nie, żebym był pionierem sztuki czy Michałem Aniołem, ale w tym dziadostwie byłem naprawdę dobry. Jakoś tak już się stało, że glina i gips były moim osobistym konikiem i kaleczenie tego typu sztuki wywierało bardzo negatywny wpływ na mą czułą duszę artysty.
Dzieło Kurotsuchi przedstawiało sobą kalectwo absolutne. Mając cichą nadzieję, że uśmiech na mojej twarzy nie wygląda jak bolesny grymas, postanowiłem uratować honor i cześć mojego fachu, udzielając jej absolutnie niezbędnych, podstawowych rad.
- To nic, nie spieszy mi się. - Machnąłem ręką, czując na sobie niedowierzający wzrok spitego Hidana. Kuro podniosła głowę znad swej rzeźbiarskiej masakry i uniosła brwi, co w połączeniu z opuchniętym nosem i oczami wyglądało cokolwiek przerażająco. Gdybym nie wiedział, że ma silną alergię na pyłki, wysłałbym ją niezwłocznie do izolowanego szpitala. - Pokaż to.
- Do dobra. Dzięgi. - Wzruszyła ramionami, ale minę miała zmieszaną.
- Nie ma sprawy - rzuciłem tylko. Zebrałem swoje narzędzia i obszedłem stół, by stanąć po jej stronie. Kuro była spoko. Trochę może dziwna i narwana, ale poza tym lubiłem ją. Ona natomiast lubiła mnie aż za bardzo i tu tkwił ten mały, wredny haczyk.
Czy dało się pomóc zadurzonej w sobie osobie bez przykrych tego konsekwencji?
Nie znając na to pytanie odpowiedzi, z duszą na ramieniu począłem tłumaczyć jej w czym tkwi błąd. Żywo gestykulując i nie szczędząc sobie wylewności słów, spełniałem swój mentorski obowiązek, zupełnie nieświadom kataklizmu, jaki ściągam na siebie w tamtej chwili. Któż mógł zresztą wiedzieć?
- Deidara - dotarła do mnie konsternacyjna zaczepka Hidana. Zignorowałem ją. - Deidara, dzbanie!
- Czego?! - Wkurwiłem się, gdy pociągnął mnie za rękaw i spojrzałem na niego jak na kretyna. Byłem właśnie w trakcie prezentacji rzeźbienia zgrabnego oczodołu ręką Kurotsuchi, trzymałem ją więc za nadgarstek. - Nie widzisz, że jestem zajęty?
- Zajęty i ślepy - odparł, unosząc brwi i ruchem głowy wskazując katedrę. Spojrzałem tam, zaskoczony, i poczułem jak wszystko podchodzi mi do gardła. Przy biurku stał nie kto inny jak mój osobisty korepetytor lalkarstwa, z plikiem przeglądanych papierów w ręce i wysoko uniesionymi brwiami. Spojrzenie czekoladowych oczu utkwione było we mnie i mojej bardzo pilnej i czerwonej uczennicy. Minę miał wyjątkowo beznamiętną.
- Dzień dobry! - wydusiłem z siebie, ściskając rękę Kuro w bezwarunkowym odruchu. Akasuna skinął mi nieznacznie głową, a potem powrócił do przeglądania swoich list. Trwało to dosłownie parę minut, które dla mnie wydłużyły się w piekielną wieczność. Profesor pokreślił coś na kartkach, zamienił dwa słowa z dyżurującym wykładowcą siedzącym przy katedrze i nie zaszczycając już nikogo więcej spojrzeniem, wyszedł.
Spojrzałem błagalnie na Hidana. Jego mina wyrażała wszystko.
- Jesteś mistrzem podrywu, Dei. Uczcijmy to flaszką wódki.
Przełknąłem gulę w gardle, jakby nigdy nic wracając do przerwanego tematu. Kurotsuchi naturalnie nie wiedziała o co chodzi, a ja, po raz kolejny tego dnia postanowiłem się upić. Tak w trupa, do utraty resztek godności. Bo jeśli mogłem coś jeszcze zrobić, to palnąć się w łeb, zapomnieć o wszystkim i udać, że nic się nie stało.
A flaszka wódki? Jak to zwykło być - brzmiała tu jak autentyczne perfekcyjny plan.

14 komentarzy:

  1. Trzymam kciuki za postanowienie xD rozdział... No za mało mi! Następnym razem proszę o więcej czułości 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czułość będzie jak zbuduję napięcie. xD Ja za siebie też trzymam! Next time postaram się o dłuższą, fabuła to na mnie wymusza, hehe. :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Zdecydowanie za krótko! Chcę więcej! T.T
    Jak ja uwielbiam Hidana! On jest po prostu takim zajebistym debilem XD
    Dei jak zwykle w słodki sposób wszystko spieprzył xDD (a przynajmniej tak to teraz wygląda xD)
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! I ogólnie popieram pomysł żeby pisać co miesiąc :) Mimo że chciałabym czytać codziennie notki XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yup, Hidan i Deidara to moje ukochane brotp, więc będzie ich raczej dużo. xD Miłość dla nich motzno. A Deidara ma wrodzony talent do rzucania sobie kłód pod nogi, soł. :D
      Będę się spinać, żeby noty były jak najczęściej i wielkie dzięki za doping!
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Uwielbiam te opowiadanie, ale za każdym razem muszę wracać do poprzednich rozdziałów, bo najzwyczajniej w świecie zapominam akcji. Tak długa nieobecność działa na niekorzyść czytelnika, niestety.
    Ale, ale - co do ogólnego stanu postu, to wyrażam aprobatę. Liczę na jakąś akcję w kolejnym rozdziale, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pisałam, zrobię co w mej mocy, żeby noty pojawiały się teraz częściej. :D Odeszło mi trochę obowiązków w pracy, więc będę mogła przełożyć ten czas na sasogeje. Dziękuję za opinię i pozdrawiam!

      Usuń
  4. Jak ja kocham Deia w tym opowiadaniu i dreczącego go Sasoriego. To żadko spotykane w opowiadaniach, kiedy Sasori i Dei tak sobie dogryzają przez co jest to oryginalne i ciekawe. Nie mogę się doczekać kiedy w końcu wylądują w łóżku. Czuję, że to będzie baaaardzo ciekawy moment! Agrrr... Życzę dużo weny i mam nadzieję, że wszystko tam sobie poukładasz i dasz radę wrzucać notki raz w miesiącu. Trzymam mocno kciuki! Całuję i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie zawsze sobie dogryzają, bo to kanoniczne af. xD Ja też nie mogę się doczekać, ale zepsułabym, fabułę, próbując to przyspieszyć. ;C Dziękuję pięknie za doping i wsparcie, zrobię co w mej mocy, żeby pisać częściej!
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Ahh, Hidan i Dei - coś pięknego XD Rozdział cudowny i gratuluję subtelnego momentu z Kurotsuchi, która od razu nie rzuciła się naszemu blondaskowi w ramiona :) Czyżby Sasori był troszeczkę, ociupinkę, gdzieś głęboko, głęboko w sobie... zazdrosny? ^^
    Jak zwykle z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, jak również życzę dużo weny i wolnego czasu na pisanie ^^ Poza tym pytanie, na które mam nadzieję uzyskać odpowiedź :) : Czy zrobisz kiedyś kawałek rozdziału/rozdział z perspektywy Hidana, albo mały fragmencik z jego życia z Kakuzu? :3 Taaak, nie oszukujmy się, chodzi mi o KakuHida XD Co ja poradzę, że jestem fanką? :')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem skłonna się ku temu przychylić. xDD KakuHida w tej wersji jest ♥. Jak ujawnisz nick, to Ci dam przy tej okazji dedyka. :D
      Dzięki za wsparcie i pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Kurczę, a tak nie lubię się ujawniać XD Szczerze - tak długo jak czytam blogi i fanficki, skomentowałam do tej pory tylko dwa, w tym twój. Komentowania unikam jak mogę, wyjątek robię dopiero, gdy zżyję się z historią oraz widzę opcję Anonimowy :') Cóż, nie pozostawiłaś mi wyboru! Trzymam za słowo :)

      Usuń
    3. Kurczę, to faktycznie czuję się zaszczycona. xD Wybacz za odarcie Cię z kurtyny anonimowości, ale postaram się najmocniej, byś poczuła, że było warto!♥
      Nota coraz bliżej, stay in touch!
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. dżeźdź Pięknie! Cyk-cyk, myk-myk, czyta się muah. Czekam tylko na jakąś akcje z niecierpliwością. Było tu wspomniane KAKUHIDA, ja propsuję i kibicuję fragmentowi z perspektywy Hidana. :))) dżeźdź

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akcja nadchodzi wielkimi krokami. :D Notę mam już dawno zaczętą, także tylko skończyć i ląduje na blogu. A KakuHida będzie niespodziewajką. c:
      Pozdrawiam!

      Usuń