Lalkarstwo w Pigułce VIII (2.0)



Witam, witam. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Jak obiecałam - nota jest przed świętami. A ponieważ tutaj zaczyna nam się tak naprawdę najgłówniejszy wątek całej historii, skupcie się mocno, bo od następnej będzie się srogo działo, hheuhehehyyh. ♥♥♥♥♥♥
Moi drodzy! Jeśli uda mi się to, co sobie zaplanowałam, jeszcze przed końcem roku uraczę Was dwiema rzeczami ( w tym kolejną notą, bo aż mnie palce świrzbią, ale nie mam już czasu DDDD:), więc trzymajcie kciuki za moje postanowienie normalnego snu, żebym była przytomna, żeby dobrze wolny czas wykorzystać.

Jak zawsze ogromnie Wam dziękuję za każdy komentarz - mega mnie motywujecie.♥

Tymczasem życzę Wam SPOKOJNYCH przede wszystkim (oh, jakże marzę :<), wesołych Świąt, fajnych prezenciszków, mało świąteczno-przyjęciowych upierdliwości i pytań o kawalerów tudzież prokreację.

Smacznego karpia Wam nie życzę, bo wiem co się dzieje z nimi w sklepach i mnie na samą myśl trzepie. Offtop/ludziom kupującym karpie do siatek w sieciówkach nie życzę niczego spokojnego i wesołego. Mam nadzieję, że w końcu wycofają sprzedaż żywych ryb. /Koniec butthurtowego offtopu


No i wiecie. Dużo SasoDei. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

A jak nie obchodzicie Świąt, to też miejcie fajnie w to wolne. xD Love'n'peace. 

A teraz już nie ględzę - przejdźmy do konkretów.

Oby się Wam spodobało!




Enjoy~!♥




------------------------------------------




Krótka chwila, gdy zostałem sam w burżujskim salonie Akasuny, po pierwszych dwóch minutach ewoluowała w wieczność.
Siedziałem na stołku, niewidzącym wzrokiem obserwując surowe drewno stołowego blatu i licząc czerniejące w nim sęki. Z końca długiego korytarza, gdzie udał się właściciel w celu podjęcia niespodziewanego gościa, dobiegła krótka wymiana zdań, której ze względu na odległość nie byłem w stanie rozszyfrować.
- Debilu, uspokój się - rozkazałem szorstko samemu sobie, drżącymi bóg wie czemu palcami obejmując opróżnioną szklankę. Nie bardzo, rzecz jasna, pomogło; moje skupienie natomiast oderwało mnie na tyle od rzeczywistości, że zapomniałem na co właściwie czekam. Gdy więc Sasori wrócił do pokoju, niosąc w rękach średniej wielkości pudło, podniosłem na niego spojrzenie dalekie od przytomności.
Akasuna uniósł brwi.
- Jesteś już pijany? - spytał mimochodem, nie poświęcając mi zbytnio uwagi. Był wyraźnie zaaferowany. Przysunąłem się na krześle i sięgnąłem po wodę.
- Raczej śpiący.
- Może to i dobrze - mruknął.
Nadąłem się z urazą, mój rozmówca jednak na tyle był zajęty, że tego faktu nie zauważył. Coś było bardzo na rzeczy.
Sasori Akasuna, profesor lalkarstwa na najbardziej poważanej uczelni artystycznej w tej części świata, przystanął przy rogu blatu, z namaszczeniem poczynając oglądać karton ze wszystkich stron. Nie byłem może specjalistą, ale owa procedura przypominała raczej próbę rozbrojenia bomby niż otwarcia pocztowej paczki, moje zdziwienie było jednak tym większe, że miała odręcznym pismem wysmarowany adres dokładnie na środku górnej ścianki. Nie było więc mowy o pomyłce, a tym bardziej ciężko było wyobrazić sobie, że ktoś tak chłodno kalkulujący jak mój samozwańczy korepetytor, przyjąłby niespodziewaną paczkę od osoby mu nieznanej. Podejrzewałem zresztą, że niejeden śmiałek próbował mu kiedyś takową wysłać w podzięce za oblany egzamin.
Jedno było pewne - złowieszczy pakunek owiany był tajemnicą, a ja bardzo chciałem się dowiedzieć jaką.
Profesor skomentował coś niecenzuralnie pod nosem, zmrużonymi oczyma przewiercając naskrobane czarnym tuszem jego własne dane.
Zawiesiłem na nim zaintrygowany wzrok.
- Powinienem pytać? - zagadnąłem, odkręcając korek.
- Nie powinieneś - otrzymałem stanowczą odpowiedź. Akasuna pogrzechotał chwilę pudełkiem, próbując widocznie przypasować dochodzący zeń odgłos do rzeczy mu znanej, ale poległ. Zamiast więc podejmować się nowych prób, sięgnął do kieszeni i wydobył scyzoryk.
Paczka została ustawiona na stole. Przez parę dobrych chwil z rosnącą ciekawością obserwowałem zmagania profesora z przesyłką, o której widocznie nie był pewien czy zawiera coś kruchego, bo zamiast wbić zwyczajnie ostrze w taśmę, z chirurgiczną precyzją zanurzył w niej ostatnie milimetry noża, sunąc wzdłuż rozcięcia kartonu jak na dokumentowanej sekcji zwłok.
W normalnych warunkach splułbym się ze śmiechu, coś jednak kazało mi pogrzebać ten pomysł pod milę ziemi i gruzu. Był to, naturalnie, zdrowy rozsądek. Ponieważ jednak z wiadomych przyczyn trochę sobie popiłem, ów rozsądek całkowicie zdrowy już nie był, czego skutki objawiły się nieoczekiwanie rychło.
Kiedy taśma została rozpłatana na dwoje, okazało się że od boków jest jeszcze druga. I nie była to zwykła taśma papiernicza, którą normalni ludzie sklejają przesyłki.
Była to taśma szara. Klej piekielny, cement w rolce, substytut budowlanego żelbetu, którym z powodzeniem można by stawiać osiedla. W dodatku położona na parę warstw.
W pokoju zapadła cisza. Miałem wrażenie, że twarz Sasoriego z każdą sekundą staje się bledsza, co w jego przypadku oznaczało stan kompletnej furii. Naturalnie nie miałem pojęcia, kto i dlaczego mu to zrobił, ale poczułem bratnią duszę na odległość nieznanych mi kilometrów.
Tymczasem adresat najwyraźniej postarał się zachować klasę - odetchnął powoli i, dzierżąc w dłoni nóż, zabrał się do rozbrajania taśmowej zapory.
Pierwsza warstwa poszła powoli. Druga oklejała ostrze, ale puściła. To, jednak, co było pod spodem, rozbiło resztki mej wytrzymałości w proch.
Parsknąłem głośno, cudem tylko nie opluwając wszystkiego wokoło przełykaną właśnie wodą.
Akasuna natychmiast obdarzył mnie spojrzeniem gotowego do czynu psychopaty.
- Bawi cię to? - spytał. Scyzoryk w jego ręce z niewinnego przyboru przybrał postać narzędzia mordercy. Otarłem rękawem gębę, dziko kiwając głową w poprzek. Nie zmieniło to jednak faktu, że brzegi kartonu centrymetrową co najmniej warstwą trzymał stwardniały gorący klej. - Dobrze ci radzę, zatkaj się, Kawamoto, bo moja cierpliwość wisi na włosku.
Tego akurat byłem pewien. Przygryzłem wargi, obiecując sobie w duchu nie popełnić już takiego błędu. Dolałem więc sobie spokojnie wody, czekając co stanie się dalej. Paczkę należało ostatecznie otworzyć. Gospodarz za wszelką cenę usiłował wyjść na osobę absolutnie opanowaną, co tylko pogarszało sytuację. Dłubanie w klejowej masie, próbując oddzielić ścianki kartonu, przypominało raczej zajęcie dobre dla Syzyfa niż osoby skrajnie niecierpliwej, jaką wiadomy osobnik był. Nie zdziwiło mnie więc wcale, gdy zaklął w końcu pod nosem, i trzymając delikatnie za górę obkroił beznamiętnie przytwierdzone do siebie krawędzie. A potem puścił wieko.
Nie wiem, który z nas nie spodziewał się tego bardziej.
Wrzasnąłem krótko, podskoczywszy na krześle; Sasori natomiast wydał z siebie bliżej nieokreślony odgłos i odsunał panicznie od trzymanego pakunku, w ostatniej chwili łapiąc równowagę.
Ze środka paczki wystrzeliło bowiem coś, co lecąc w górę odbiło się głośno od sufitu, lądując wprost do mej pełnej po brzegi szklanki.
Chlust przezroczystej cieczy rozebrzmiał głośno, zwieńczając swoim następstwem rozgrywającą się tragedię.
Mokre było wszystko: od blatu i projektów, poprzez moją twarz i przyklejoną do czoła grzywkę Sasoriego. Zamrugałem nerwowo, czując przyklejone do rzęs kropelki.
Na lśniącym kałużami blacie, z ręką w przewróconej szklance, leżała kukiełka. Drewniana, ładnie wyrzeźbiona, bezpłciowa i całkiem naga.
Nachyliłem się nad stołem, unosząc w szoku brwi. Nie było mowy o pomyłce. Wszędzie poznałbym tę rękę - idealnie wykreślone linie, doskonały mechanizm stawów i precyzję w każdym calu malutkiej przecież laleczki. Spojrzałem na Sasoriego dziko oczekującym wyjaśnień tonem.
- Ktoś wysłał ci twój projekt?
Akasuna nie odpowiedział. Jego twarz zastygła w mieszaninie skrajnej irytacji i niedowierzania, gdy tylko pomiędzy mokrym syfem na stole dostrzegł brązowy kształt. Najwyraźniej w świecie nie musiał nawet przyglądać się z bliska, żeby wiedzieć, czym on jest. Żyłka na jego mokrym czole stała się niebezpiecznie wypukła.
- Daj mi to - wycedził, wyciagając sztywno dłoń.
Zawiesiłem wzrok na drewnianym szkieleciku, nim zdecydowałem się wykonać rozkaz. Chwyciłem kukiełkę za maleńkie przedramię i położyłem na jego ręce. Sasori natychmiast zacisnął palce, bez cienia delikatności wpychając ją do kieszeni, jakby był to walający się gdzieś papierek. Rozdziawiłem usta, marszcząc brwi.
- I ty mówiłeś mi, że mam szanować każdy twój projekt?!
- To nie jest mój projekt - odwarknął tonem ucinającym dyskusję. Unikał mojego wzroku ewidentnie. Ta mała kukiełeczka najwidoczniej tak wyprowadziła go z równowagi, że zapomniał nawet grać przede mną wzór zimnej krwi. Nie starając się już o delikatność, chwycił pudło i wywrócił je do góry nogami, wytrząsając zawartość na stół.
Ze środka wypadł dziwny sprężynowy mechanizm i koperta. To pierwsze od razu wylądowało w stojącym przy krześle koszu. Na drugie rzucił okiem i tyle wystarczyło, by jego prowokujące zwykle usta wygięły się w grymasie osoby ewidentnie czymś zmęczonej i wściekłej. Podobny wyraz twarzy gościł na obliczu profesora tylko wtedy, gdy prowadzący oblanych przez niego uczniów osobiście wypraszali dla nich terminy poprawkowych sesji. A zdarzało się to nad wyraz często (czego ja, wiadomym cudem, zdołałem uniknąć).
- Na tym zakończmy nasze spotkanie - usłyszałem, nim zdążyłem sformułować wypowiedź. Podniosłem do pionu szklankę, kątem oka widząc jak wrzuca kopertę z powrotem do pudła i zamyka je.
- Jest pan na mnie zły? - burknąłem, z emocji zapomniawszy, że przeszliśmy na "ty". Akasuna podniósł moją torbę i położył ją na blat w oczywistej aluzji.
- Nadeptujesz mi na odcisk, Deidara. Zbieraj się. Miło było, ale lepiej żebyś poszedł już do siebie. Z doświadczenia wiem, że nie przepadasz za mną w takim stanie
- Nic nie zrobiłem - powiedziałem pod nosem, wstając w akompaniamencie szurającego stołka. Wzrok Sasoriego zawisł na mojej twarzy.
- I mam nadzieję, że tak zostanie - odparł. - Żeby była jasność: dzisiejsza wizyta od początku do końca ma pozostać między tobą i mną. Jeśli powiesz komukolwiek o tej lalce...
Zacisnął wargi w wąską kreskę. W jego oczach płonął ogień. Czułem, że sprawa była o wiele bardziej skomplikowana i ewidentnie dla niego intymna w jakiś pokręcony sposób. Początkowa ciekawość zmaterializowała się w ciążący na żołądku głaz poczucia odpowiedzialności za utrzymanie zajścia w tajemnicy. Przełknąłem ślinę.
Akasuna zaczekał aż zbiorę zmokłe notatki, przepuścił mnie koło stołu i z paczką pod pachą odprowadził korytarzem do drzwi. Ubrałem buty i kurtkę, czując na sobie jego wzrok.
- Nikomu nie powiem. - Wyprostowałem się, poprawiając torbę. - Obiecuję, serio.
- Nie obchodzą mnie twoje oświadczenia. Interesuje mnie tylko efekt - odparł beznamiętnie, ale kącik jego ust zdradziecko drgnął.
Wtedy właśnie, gdzieś na dnie podobnych myśli, dotarła do mnie ta zadziwiająca najbardziej ze wszystkich: Sasori Akasuna przypadkiem odkrył przede mną swoją największą słabość. I mimo tego, że wiele czasu minęło, nim nauczyłem się z niej dobrze korzystać, nie zawahałbym się nad powtórką ani sekundy.
Sztuka ma w końcu wiele oblicz - uśmiechałem się tej nocy w powrotnej drodze sam do siebie.
I niezaprzeczalnym aktem artyzmu było pozbawianie żywej perfekcji jej perfekcyjnych masek.
Ta prawdziwa, naturalna - co zrozumiałem to o wiele szybciej niż sądził - tkwiła w ludzkich, przeczących ideałom szczegółach; tych, których usilnie, najbardziej na świecie starał się wyprzeć.
A ja - zupełnym przypadkiem - okazałem się być na to lekarstwem.

8 komentarzy:

  1. Wchodzę sobie zerknąć na bloggera, co tam nowego przed tworzeniem rozdziału dalej, a tu taka miła niespodzianka! Jestem ciekawa, cóż to za adresat niesamowicie kreatywnej paczki i czyj to projekt? xD I czy Akasuna zawsze dostaje takie kreatywne paczuszki od swoich uczniów? XD Biedny Deidara ma konkurencję, ktoś podłapał jego zamysł sztuki, ale przemienił na Sztuka jest wyskakującym lalkarstwem z paczki. Wyobrażam sobie, jak on śni takie koszmary, gdzie jego sztukę wygryzają wyskakujące z pudełek i wybuchające lalki. Dobrze, chyba powinnam ochłonąć, bo moja wyobraźnia idzie na pewno za daleko.
    '' - Nadeptujesz mi na odcisk, Deidara. Zbieraj się. Miło było, ale lepiej żebyś poszedł już do siebie. Z doświadczenia wiem, że nie przepadasz za mną w takim stanie '' <--- dla mnie to jest najsłodsze co powiedział Akasuna w tym rozdziale XD Nie wiem czemu, ale to jest w jakiś tam sposób rozczulające. No cóż, rozdział mi się bardzo podobał, jak widać wyżej bardzo też wpłynął na moją wyobraźnię. Także Życzę Ci Wesołych Świąt i czasu oraz weny pod choinką : p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No adresatem jest Sasori, ale czyj projekt i kto nadawcą, to dowiesz się w swoim czasie. XDDD Ogólnie, to postarałam się, żeby wszyscy jebli. A koszmary Akasuny zapewne ograniczają się do przebywania w towarzystwie debili, tak myślę. XD
      W ogóle bardzo się cieszę, że ktoś ma równe poczucie słodkości, co ja. XD W sumie w ustach socjopatów takie wyznania to jak oświadczyny. Czy coś.
      Dziękuję za pohylenie się nad rozdzialikiem. <3
      Najlepszego w Nowym Roku~!

      Usuń
    2. Chodziło mi o nadawcę, lol nie wiem czemu napisałam adresat xD Akurat miałam na myśli koszmary Deidary, lecz teraz sobie wyobrażam sobie jak taki Akasuna się budzi i podnosi do siadu z takim ' Ja pierdole znowu byłem w świecie debili' XD No właśnie tak brzmi, bo jest to urocze w ustach takiego chujka jakim jest Sasor xD Nie ma za co to była czysta przyjemność i wzajemnie <3

      Usuń
    3. To by było do niego podobne. xD
      Lof <3

      Usuń
  2. No powiem Ci szczerze... Potrafisz stworzyć niesamowity klimat. Taki tajemniczy mhrr... Już wcześniej mega się jarałam tym opowiadaniem, tak teraz jaram się jeszcze mocniej! Co to za kukła? O co chodzi? Aaaj juz nie mogę się doczekać aż będzie kolejna notka! Pozdrawiam i całuję gorąco a przede wszystkim życzę Ci kochana Wesołych, zdrowych i spokojnych Świąt :*:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tajemnice są najlepsze. :DDD Mam mega sneaky plan na tego fika, hyhyhy.
      W święta obżarłam się okropnie, ale nie żałuję niczego. Postaram się wstawić nocię jeszcze przed Sylestrem, może mi się uda.♥
      Dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
  3. Nie no, za kilka dni będę musiała wrócić do tego i przeczytać jeszcze raz na spokojnie. Miało być poważnie i mroczno, ale od momentu, w którym padło hasło “szara taśma” to nie mogłam pohamować śmiechu i wspomnień jak żeśmy z ojcem łatali tym wynalazkiem dziurę w dachu. Zrobiłaś mój dzień tą taśmą, nie ma co ;) Wesołych Świąt, dużo zdrowia i weny. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przepraszam. xD Musiałam zbudować napięcie, a ta taśma wyszła prosto z czeluści piekielnych. To nadała się. Bez kitu, tym można zrobić wszystko.
      Dziękuję pięknie za wsparcie!♥ Postaram się wrzucić next przed Sylwestrem, więc może uchyli to nieco rąbka tajemnicy. xD
      Pozdrawiam!

      Usuń