Lalkarstwo w Pigułce IX (2.0)

Cześć, misiaczki!♥

Witam Was pierwszą w tym roku notą!

Na początek chciałam jeszcze raz życzyć Wam wszystkiego dobrego na ten 2019 - obyście sobie w nim świetnie poradzili i zrealizowali Wasze plany.

Ja, jak wspominałam, mam na niego mega duże ambicje, a spora część wiąże się z pisaniem, samym Lalkarstwem i ogólnie mangowym fandomem, więc śledźcie mnie, jeśliście ciekawi. :D

Uchylę tylko rąbka tajemnicy, że ów projekt będzie wymagał ode mnie obecności na konwentach, więc będzie mnie można spotkać jeśli się uda w całej Polsce - czas pokaże czy dopnę swego!

Mam jeszcze jeden mały special z okazji Nowego Roku, ale rozebrała mnie choroba i jak nie umrę, skończę go jutro.

Tymczasem nie owijam już w bawełnę i zapraszam do czytania!

Szczęśliwego Nowego raz jeszcze! Enjoy~!





_________________





Czas wlókł się niemiłosiernie.
Na następne korki z Akasuną umówiłem się na za dwa tygodnie, a mijał właśnie pierwszy tydzień i czułem się okrutnie źle. Trawił mnie przede wszystkim niepokój, frustracja spowodowana jego ignorowaniem mnie na uczelni i paląca ciekawość. Nawet podczas zajęć z lalkarstwa mogłem zauważyć, że coś w jego zachowaniu nie jest takie, jak być powinno. Jakby w jego tyranii było mniej... pasji?
Zdecydowanie.
Co prawda był standardowo uparty i zgorzkniały wobec studentów, ale coś ewidentnie zaprzątało jego głowę. Fakt, że starał się udawać, że nie istnieję, również przemawiał za tym stanem rzeczy, a to z kolei doprowadzało mnie na skraj oburzenia, zwłaszcza po ostatnim.
Może bał się, że wypalę z czymś głupim? Albo - bardziej prawdopodobne - próbował mnie do siebie zdystansować w najidiotyczniejszy możliwy sposób, który nigdy nie działa?
To byłoby bardzo w jego stylu, musiałem przyznać.
Hidan oczywiście wyciągnął ze mnie wszystko, co się dało, przy pierwszym najbliższym piwie, i obrał sobie za punkt honoru obskakiwanie mnie z każdej strony z jego własnymi radami rozwoju mojego nieistniejącego związku. Nie musiałem się nawet domyślać czy ta informacja wypłynęła od niego ciut dalej, bo mijając profesora Kakuzu w korytarzach czułem na sobie jego absolutnie rozbawione spojrzenia. A ponieważ tego konkretnego dnia posłał mi nawet wredny uśmiech na ekonomii, w sali pełnej ludzi, przyobiecałem sobie skrzętnie, że mego współlokatora wieczorem zabiję.
Było przedpołudnie.
Siedziałem właśnie na niskim parapecie w oczekiwaniu na wykład, gdy znajomy siwy łeb mignął mi w tłumie. Wziąłem głęboki wdech.
- Hidan - zagadnąłem głośno.
Właściciel siwego łba zatrzymał się i obrócił w moim kierunku. Na jego twarzy odmalował się typowy dla niego, kretyński uśmiech.
- Co tam, bejbe? - usłyszałem w odpowiedzi. Puściłem zaczepkę mimo uszu, uznając ją za zbyt niską poziomem, by szarpać sobie nerwy. Zamiast tego przysunąłem do siebie torbę i poklepałem powstałe puste miejsce, dając mu jasny przekaz. Hidan przedarł się dwoma krokami przez korytarz i zsunął plecak z ramienia.
- Co jes? - Wykonał zawadiacki ruch głową.
- Posadź dupsko - odparłem.
- Nie chce mi się. Idziesz coś zeżreć? I czego się tak krzywisz?
Założyłem ręce na piersi, nie kryjąc irytacji.
- Czy nie mówiłem Ci czasem, że masz wsadzić mordę w kubeł, jeśli chodzi o szczegóły mojego prywatnego życia? - zapytałem uprzejmie. Mój rozmówca przybrał wyraz twarzy przyłapanego na psocie dziecka.
- Nie wiem o co ci chodzi. - Uśmiechnął się pokrętnie. Krew w moich żyłach drastycznie zmieniła temperaturę i miałem wrażenie, że zaraz para pójdzie mi uszami.
- I z całą pewnością nie masz też pojęcia dlaczego twój ekonomiczny lowelas prześladuje mnie wymownymi uśmieszkami od wczoraj rana? I pewnie nie ma to nic wspólnego z tym, że widziałeś się z nim dwa dni temu???
Hidan zaśmiał się beztrosko.
- Zluzuj majty, Dei. Nie ja zacząłem temat. Poza tym, wiesz. Ominąłem szczegóły.
- Któregoś dnia obudzisz się kastratem - zacisnąłem szczęki, patrząc na niego z mieszaniną złości i niedowierzania. - Czy ty się z chujem na głowę zamieniłeś już do końca?! Jak to dotrze do Akasuny, to...
- Co takiego do mnie dotrze?
Nasze głowy obróciły się jak na komendę, nim zamarliśmy oboje, z niemym przerażeniem wlepiając wzrok w stojącego bokiem do nas profesora lalkarstwa. Wyglądał jakby zatrzymał się wpół kroku, a jego brwi uniesione były aż pod grzywkę. Poczułem, że mi słabo.
- Nic takiego, profesorze - odezwał się nagle Hidan. - Deidara nie daje się wyciągnąć na piątkowe picie, bo ma z panem korki w sobotę podobno.
Spojrzenie Akasuny przeniosło się z jego twarzy na moją, absolutnie pozbawioną koloru.
- Jeśli przyjdziesz na kacu, twój wyjątkowo troskliwy przyjaciel może zacząć zbierać na warunki.
- Chwila, moment...!
- Nie przypominam sobie pytania ciebie o zdanie - jego wzrok powędrował z powrotem na oburzoną gębę Hidana, wyraźnie zszokowanego obrotem sytuacji. - Skoro ty go namawiasz, jesteś współodpowiedzialny. I dobrze wam obu radzę przyłożyć się do nauki, bo semestr już prawie się kończy. - Popatrzył po nas raz jeszcze, przeciągle, nim odwrócił się i odszedł do znajdującej się w końcu skrzydła pracowni.
Odprowadziliśmy go spojrzeniem w milczeniu.
- Kurwa mać - rzekł mój wybawiciel. - Nie wypijesz w piątek ani zasranej kropelki, czaisz?
- To było bardzo rycerskie z twojej strony. Uniżenie dziękuję - odparłem, po raz pierwszy tego dnia czując wpełzający na twarz triumfalny uśmiech. Nie zmieniało to jednak faktu, że zaszokował mnie ten atak swoistej empatii profesora do mojej osoby. Odmiennego zgoła zdania był natomiast mój współlokator, nie szczędząc sobie języka na komentarz sytuacji podczas drogi na stołówkę, a potem podczas konsumpcji, nie zważając przy tym na podstawowe zasady osobistej kultury.
- Leci ci z gęby - zauważyłem, zniesmaczonym wzrokiem omiatając kawałek mięsa, leżącego teraz na stole pod jego brodą.
- Z dupy - odwarknął.
- Oszczędź szczegółów przy jedzeniu.
- Dogaduj dalej, to do końca życia będziesz żreć przez słomkę.
Parsknąłem w miskę soby, prawie wypluwając z ust makaron. Moją relację z Hidanem mogłoby opisać jedno słowo: przyjacielska patologia. Wątpiłem szczerze, czy kiedykolwiek jeszcze uda mi się doprowadzić jakąkolwiek znajomość do tego stopnia. Siwus był faktycznie debilem, ale dogadywaliśmy się jak mało kto w tym środowisku dwulicowców. Poza tym jego obecność działała na większość osób jak straszak, miałem więc święty spokój podczas posiłków i w wielu innych sytuacjach. Ogromne było więc moje zaskoczenie, kiedy przy naszym stole stanął nieproszony gość, trzymając tacę jakby miała mu sama odlecieć. Wyraz mojej twarzy zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni.
- Mogę się przysiąść, chłopaki?
- Nie masz gdzie siedzieć, Uchiha? - burknął z pełnymi ustami Hidan, nie zadając sobie trudu by spojrzeć rozmówcy w twarz. Przewróciłem oczami.
- Odpuść mu jeden raz, głąbie. Siadaj, Tobi. Czego chcesz?
- Przesunąłem się, ku absolutnemu oburzeniu mego dotychczas jedynego towarzysza robiąc mu miejsce. Tobi postawił na stole tacę, osunął się na ławkę i odciągnął niżej swoją kretyńską, pomarańczowo-czarną apaszkę. Odchrząknąłem.
- Zapisałeś się na konkurs, senpai? - zapytał, poczynając nerwowo oddzielać od sałatki tofu.
- Owszem. Czemu pytasz?
- Bo muszę cię zezłościć.
- Odjąłem pałeczki od ust, z drgającą powieką odwracając do niego głowę.
- Sasuke też się zapisał. I bardzo chce wygrać. W sumie, to ma trochę obsesję. Powiedział, że zamierza cię zmiażdżyć. - Kończąc, mówił już prawie szeptem.
- Że niby ta pizda ma mu zagrozić? - wtrącił się Hidan, unosząc brew. Wciągnąłem powoli powietrze, jak smok szykujący się do zwęglenia wioski. Właściwie, to dokładnie tak się poczułem.
- Tobi. Czy ty nie mówiłeś czasem, że ten konkurs jest z rzeźbiarstwa?
- Tak, ale zgłosiło się tylu chętnych, że poszerzyli temat. Dlatego zapisali się nawet z inżynierii. Technika jest dowolna, byle ich zaskoczyć. No i podnieśli nagrodę.
Uniosłem pytająco brwi.
- Do pracowni dodali tysiąc dolarów - Hidan rozdziawił oczy, a ja zakrztusiłem się zupą.
Za tysiąc dolarów, to ja mogłem kupić drugie życie, zważając na stan obecny moich finansów. Gdzieś w moim wnętrzu zapłonął ogień walki i rywalizacji.
- Nie mam pojęcia, co on zamierza, ale obiecuję ci - zacząłem, marszcząc bojowo brwi. - Zrobię z niego papkę.
- To chyba moja kwestia - obruszył się mój współlokator, dojadając kotleta. - Ech, Uchiha. Cała wasza rodzinka jest zdrowo niedorozwinięta. Co wy tam ćpiecie za młodu?
Tobi odruchowo odsunął się w tył.
- Ja nic nie zrobiłem!
- Nie, żebym cię teraz bronił, ale fakt. Krewnych się nie wybiera - powiedziałem ponuro. Tobi od zawsze uważany był za uczelnianego błazna, ale mimo wszystko nie sposób było nie darzyć go chociaż iskierką sympatii. Czy może współczucia? Po takim czasie już ciężko było mi stwierdzić. Faktem było natomiast, że jego kuzynostwo o tym samym nazwisku, znane było z kompletnie innych rzeczy.
Itachi rok temu skończył historię sztuki i specjalizował się w tematyce japońskich tradycji. Uczył kaligrafii, sztuki herbacianej i tym podobnych dziwactw młodsze roczniki, które lgnęły do niego jak muchy na lep. W większości oczywiście była to płeć przeciwna. Nic zresztą nie było w tym dziwnego, bo w swojej dziedzinie był numerem jeden w całej Japonii. Jeśli był jakiś konkurs, on po prostu jechał i wracał ze złotem, nawet niespecjalnie się tym ekscytując. Według jego przekonań, nie robił tego dla siebie, tylko dla swojego rodu, co jeszcze bardziej rozkochiwało w nim udające że się od niego uczą idiotki.
Sasuke z kolei był jego młodszym bratem, tegorocznym pierwszorocznym. Wybił się już w szkole średniej jako młodociany geniusz inżynierii, projektując różnego typu dziadostwa. Na Geidai dostał się ze stypendium, powodując wodogłowie u tej części dziewczyn, u której owej przypadłości nie spowodował wcześniej jego brat. Zaczął architekturę, ale przeniósł się na design, bo uznał że to pierwsze go ogranicza. I tak się to wszystko zaczęło.
- Tak czy inaczej, dzięki za info - wepchąłem w usta ostatnią porcję makaronu, bo wskazówki zegara przypomniały mi, że następne mam rzeźbiarstwo. Oonoki nawet bardziej niż Akasuna nie tolerował spóźnień. I był wrzodem na dupie. - Zwijam się zaraz.
- Nie chcesz wiedzieć co on wymyślił? - zdziwił się Uchiha.
- No dawaj.
Tobi rozejrzał się płochliwie po stołówce, a potem przysunął się do mnie bliżej niż bym sobie tego życzył. Spojrzałem na niego zirytowany, ale zaraz zrozumiałem: dwa stoły dalej siedział dostojnie obiekt naszej rozmowy, ewidentnie zgniatając nasze twarze wzrokiem. Prychnąłem.
- Innym razem, Tobi. Spadam. Idziesz, Hidan?
- Ta.
Pozbieraliśmy z blatu śmieci i zwlekliśmy się leniwie z ławek. Co prawda nie mieliśmy razem zajęć, ale zostawianie Hidana sam na sam z jakimkolwiek Uchihą było gwarancją rozróby, wyszliśmy więc razem, sytuację komentując bardzo niecenzuralnie i pod nosem.
Czułem w kościach, że coś się święci, a moja destrukcyjna intuicja nie zwykła się często mylić.



***



- Skup się, Deidara!
- Skupiam się!
- Gówno, a nie skupiasz! Jak z drewna masz te paluchy!
Podniosłem rozjuszony wzrok na gębę prowadzącego i w ostatniej sekundzie ugryzłem się w język. Zdawałem sobie oczywiście sprawę z jego doświadczenia i umiejętności, ale w tej konkretnej chwili miałem ochotę odesłać go w zaświaty męczonym właśnie popiersiem.
- Nie gap się, tylko do roboty! Napraw ten nos, bo wygląda jak bulwa - kontynuował, nie zrażony moim jednoznacznym spojrzeniem. Jedynie doza zdrowego rozsądku powstrzymała mnie od uświadomienia go, że wzorowałem się na jego własnym nosie. Gdybym zresztą nie wiedział, kim on jest, wziąłbym go za osiedlowego menela. Zacisnąłem wargi.
Glina była dla mnie tego dnia wyjątkowo ciężka. A raczej - wszystko byłoby pewnie w porządku, gdyby nie fakt, że z powodu remontu pracowni byliśmy zmuszeni przenieść pozawykładowe zajęcia do najbliższej innej, a jedyna wolna na piętrze była ta od lalkarstwa. Wolna od wszyskich, prócz jej stałego rezydenta.
Co prawda wnętrze było spore, a moje stanowisko w kącie, nie zmieniało to jednak mojego oglądu sytuacji. Czułem się niepojętnie źle. Akasuna siedział przy biurku, wypełniając i przeglądając jakieś papiery, z pozoru kompletnie niezainteresowany naszą obecnością.
Ja, natomiast, widziałem wszystko.
Na tyle bowiem zdążyłem go już poznać, że każda najmniejsza zmiana w mimice jego twarzy była dla mnie jak otwarta księga. A w tej sytuacji bardzo wiele miałem z niej do wyczytania.
Sasori Akasuna, jak łatwo się można domyślić, świetnie się w tym wszystkim bawił.

6 komentarzy:

  1. Jak ja Cię podziwiam! No bo komu by się chciało napisać tą samą historie jeszcze raz i to tak doskonale?! Najbardziej jednak cieszy mnie fakt, że akcja rozwija się dalej!😍
    Kochana życzę Ci aby Twoje wszystkie postanowienia się spełniły i dużo dużo dużooo weny życzę 😘😘😘✨

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mega się cieszę, że Ci się podoba i ogromnie dziękuję za wsparcie! <3 Może kiedyś na mojej trasie uda się przybić piątkę!

      Usuń
  2. Przeczytałam jakiś czas temu, ale jakoś nie umiałam się zebrać na jakiś komentarz. Miałam totalnie pustkę w głowie, co by tu można co powiedzieć.
    Mój ukochany moment w całym rozdziale to zdecydowanie to;
    '' - Czy ty się z chujem na głowę zamieniłeś już do końca?! Jak to dotrze do Akasuny, to...
    - Co takiego do mnie dotrze? ''
    Zdecydowanie wygryw. Aż mi się przypomniało, gdy w najmniej spodziewanych momentach, dyrciu lubił mnie nawiedzać na korytarzu i zaglądać przez ramię co ja tam w telefonie robię. Dobre dwa razy mnie wystraszył, tak jakoś mi się z tym skojarzyło.
    - Nic takiego, profesorze - odezwał się nagle Hidan. - Deidara nie daje się wyciągnąć na piątkowe picie, bo ma z panem korki w sobotę podobno.
    Bohaterski Hidan i on może być bohaterem w twoim domu!
    Nie no, wow on i nadstawianie karku do paszczy lwa, niebywałe. Ciekawe czy Akasuna sprawdzi w tą sobotę trzeźwość swojego drogiego studenta. He, he.
    Deidara, który okazuje sympatie Tobiemu, jako człowiekowi z rodziny Uchihy to mnie jakoś tak ujął. To takie inne, jakby zaraził się tą niechęcia Hidan, ewentualnie ona przeskoczyła jak taka sprytna pchła. Dobra, powinnam przestać. Cóż co do konkursu i widniejącej na horyzoncie rywalizacji z Sasuke - zapowiada się bardzo ciekawie.
    '' - Skup się, Deidara!
    - Skupiam się!
    - Gówno, a nie skupiasz! Jak z drewna masz te paluchy! '' - To mi się jeszcze bardziej wydaje ironiczne, bo siedzą w sali do Lalkarstwa, a jeszcze wraz z nimi jest sam drogi imć profesor Sasori Akasuna we własnej złowieszczej osobie.
    Chyba wyczerpałam temat i zdecydowanie zawarłam to więcej niż myślałam, gdy podjęłam się w końcu napisania komentarza.
    W każdym razie trzymam kciuki za twoje plany i żałuję, że w moim mieście żadnych konwentów nie organizują, aby przybić ci piątkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, nie ogarnęłam powiadomienia o komentarzu, przepraszam że tak późno. D:
      No i współczuję dyrcia. xD
      Co do Tobiego i Deidary, to ich relacja jest imho tak specyficzna, że aż rozczulająca. Niby Deidara go nie cierpi, ale nie ma serca być świnią. To takie słodkie jest. <3
      Akasuna to synonim ironii, a to samo mówi za siebie, tak myślę. xDD
      A jeśli chodzi o konwentny, to może będzie coś w pobliżu Ciebie. :D W jakim mieście mieszkasz, jeśli mogę spytać?

      Usuń