Lalkarstwo w Pigułce X

Kochani i Drodzy!

Przybyłam, dotarłam. Wrzucam notę. :D

Przy okazji tego rozdziału zapytam Was - wolicie noty takiej objętości, ale częściej czy dwa razy dłuższe i rzadziej? Bo szczerze mówiąc ta historia jest tak skonstruowana, że ciężko mi zrobić coś pomiędzy. xD Żeby skończyć wątek, którym kończy się ta nota, musiałabym napisać drugie tyle, jeśli nie więcej. Także proszę o opinie.

W sobotę wyjeżdżam na dwa tygodnie, ale być może uda mi się wrzucić next przed wyjazdem (nota będzie zamykać wątek). Także życzcie mi czasu, bo tylko tego mi może zabraknąć. xd

Notę dedykuję wszystkim osóbkom, podtrzymującym SasoDeiowy fandom przy życiu - nawet nie wiecie, jak się cieszę, kiedy jakieś fajne nowe opeczka się pojawiają, i że ludzie są żywo zainteresowani.♥

Jestem z Wami duchem! Dziękuję!

I zapraszam do czytania.

Enjoy~!♥

(Za ewentualne błędy przepraszam, ale ledwo już widzę na oczy i ciężko mi porządnie zbetować. :< Jak coś, to bijcie!)



--------------



Praca z Oonokim była synonimem gehenny.
Wiedziałem dobrze, że od tego egzaminu zależy moje stypendium, a co za tym idzie - poziom zapełnienia lodówki, nie mogłem jednak skupić się na zadaniu.
Na wpół wyrzeźbione popiersie utkwiło we mnie pełne starczego grymasu spojrzenie, jakby chciało wyrazić zdanie na temat moich starań. Nie ono zresztą jedno.
- Deidara, masz dziś dwa lewe łapska. Nie mam już nerwów do ciebie. Z czym ty masz problem?!
Odburknąłem niecenzuralną odpowiedź pod nosem, nie podnosząc wzroku. Miałem tego serdecznie dość. Rzeźba, którą wybrałem sobie na temat, była bardzo wymagająca, a w tamtym momencie jedynym, co widziałem, był pokrętny uśmieszek siedzacego opodal Akasuny. Choć widziałem, to w sumie złe słowo. Ja go dosłownie na sobie czułem.
- Skończę to kiedy indziej. Nie mam weny.
- Jesteś niepoważny, chłopcze. - Profesor przywołał na twarz paskudny wyraz i pokręcił głową. - Nie wiem, co się z tobą dzieje, ale lepiej się za siebie weź i opamiętaj, bo skończysz lepiąc figurki dla turystów.
- Ta, wiem - mruknąłem, z agresywną dokładnością wycierając dłonie w szmatę. Nieznośny wstyd palił mnie w twarz. Staruszek westchnął jeszcze ciężko, skomentował coś niezrozumiale i otrzepał ręce.
- Skończ to na piątek. A dzisiaj siedź, ile chcesz. Tylko posprzątaj po sobie. - I z tymi słowami opuścił mnie, odchodząc do wyjścia. Trzasnęły drzwi.
Przygryzłem dolną wargę, dokładając wszelkich starań, by nie podnieść wzroku ponad narzędzia i glinę. Ciężko było nie przewidzieć, co tam zastanę. Wziąłem w palce pierwsze lepsze dłuto, poczynając je w skupieniu czyścić.
Cel był tylko jeden - przeczekać aż chodzące przekleństwo z sali wylezie. Długą chwilę czyściłem przybory w ciszy, udając kompletnie pochłoniętego tym zajęciem. W końcu szurnęło krzesło, stuknęły równane o blat papiery. Usłyszałem odgłos odpinanej aktówki i zamykanej szuflady. Byłem stuprocentowo pewien, że wszedłem w zaawansowaną tachykardię. Wlekące się wskazówki zegara zdawały się bębnić mi w czaszce.
- Dobrze się czujesz, Deidara? - Rozbawiony głos Akasuny przerwał ciszę. Stał przy biurku, poprawiając pasek zegarka i mierząc mnie ciekawskim wzrokiem.
Spojrzałem na niego nienawistnie.
- Jak nigdy.
Profesor uniósł brew, ale już nic nie powiedział. Zamiast tego narzucił na siebie marynarkę, wygrzebał coś z torby i spokojnym krokiem ruszył w moim kierunku. Zdusiłem bolesny jęk.
- To dla ciebie - oznajmił, kładąc pokreśloną kartkę w jedyne nieusyfione gliną miejsce.
Zaprzestałem polerki dłuta, z podejrzliwą miną przenosząc na papier uwagę. A potem na Sasoriego.
- Twoje zaliczenie.
- To ostatnie? - spytałem bezmyślnie.
- M-hm.
Przeniosłem osłupiałe spojrzenie z powrotem na kartkę, gdzie pochylonym pismem wiadomej persony wymalowana była cyfra "pięć". Zamrugałem szybko.
- Zdałem na pięć?!
- Cieszę się, że umiesz czytać - odparł Akasuna z typową dla siebie dozą sarkazmu, i uśmiechnął się. Nienawiść zniknęła z mojej twarzy, ustępując miejsca dzikiej satysfakcji. - Jak tak dalej pójdzie, to się przebranżowisz. No, chyba że chińczykom strzelą maszyny.
- Bardzo śmieszne - fuknąłem, podnosząc z blatu moje lalkarskie opus magnum, by z namaszczeniem schować je w teczkę. - Nienawidzę lepić przy kimś, to wszystko.
- "Kimś"? - Jego usta wygięły się w dobrze mi znanym uśmiechu. - Wybacz, nie chciałem cię rozpraszać.
- Nie jestem już pijany, ale to o wrzodzie zostaje - odparłem z przekąsem, pakując do plecaka potrzebne graty. Akasuna parsknął i bez słowa złapał mnie za szczękę, by skierować moją głowę w swoją stronę.
- Odważny się zrobiłeś, Kawamoto - stwierdził, rozbawiony. Uśmiechnąłem się wrednie.
- Uczę się od najlepszych, Akasuna.
Krótkie szarpnięcie za kołnierz było zdecydowanie zbyt błahą dla mnie karą. Jego ciepłe usta zatkały moje wargi, uniemożliwiając kolejne bezczelne riposty. Złapałem go za krawat, ostatkiem zdrowego rozsądku powstrzymując się od zdarcia z niego parszywej koszuli i uiszczenia dalszego ciągu moich fantazji.
- Skończ tę rzeźbę, bo odwołam korki - nakazał, odrywając się ode mnie i patrząc mi w oczy. - Zrozumiano? I spróbuj zaliczyć na mniej niż pięć.
- I co wtedy zrobisz? - Widziałem dokładnie swoją cyniczną twarz w jego ciemnych tęczówkach. - Zamkniesz mnie w piwnicy?
W sali obok trzasnęły drzwi, odsunęliśmy się od siebie natychmiast.
Sasori otrzepał marynarkę, poprawił aktówkę na ramieniu i przygładził włosy. Jego mina wyrażała zniecierpliwienie i satysfakcję równocześnie.
- Jak nie przestaniesz, może się tak skończyć. Mam nadzieję, że lubisz pająki, bo nigdy ich nie zabijam.
Wzdrygnąłem się ze wstrętem.
- Jesteś potworny.
Profesor uśmiechnął się, obracając na pięcie.
- Po imieniu wystarczy.



***



- Co robisz, pojebie?! Nie właź w te krzaki, bo cię zabiją!
- Przecież nie idę! - Patologiczne wrzaski Hidana i siedzącego z nim na czacie, wiecznie zjaranego kumpla z botaniki katowały mi bębenki od dobrej godziny.
Czasem zastanawiałem się, co też wypełnia wnętrze czaszki mego współlokatora, i czy możliwym doprawdy jest, by był to umysł. Rzuciłem tęskne spojrzenie na leżący w kącie sześciopak piwa.
Siwy głąb w różne grał gry, ale ta była najbardziej ułomną z nich wszystkich. Można nawet rzec, że jej ułomność stanowili w tym przypadku gracze, czego gęsto bywałem naocznym świadkiem. Dokładnie tu, w tym oto pokoju, będącym również moją pracownią i sypialnią.
Hidan zaklął szpetnie. Wzniosłem oczy w górę. Jaskiniowy język przybrał na intensywności.
- Jesteś jebnięty - oznajmiłem z przekonaniem. Przez chwilę ze zmarszczonym czołem obserwowałem rozgrywającą się na ekranie sieczkę, wbijając sobie szpic ołówka w kciuk. Gdyby moja matka zobaczyła, w jakiej siedzę pozycji, dostałaby delirium; rozwalony bowiem byłem na łóżku, z kłębem kołdry za głową opierając się o ścianę. Dalekie to było od zdrowotnych zaleceń z wuefu, nie zaprzątałem sobie jednak głowy podobnie nudną błahostką. Zawsze i tak marzyłem, by na starość wyglądać jak posępny dziad. O ile dożyję.
Yuuga, bo takie ów debil nazwisko nosił, do słów postanowił dołączyć czyny.
Drąc japsko niczym szczuty w buszu goryl, począł napierdalać w klawiaturę palcami, to samo czyniąc niewinnej niczemu myszce. Śledziłem wzrokiem dzisięć barwnych postaci, w tym pięć usiłujących zniszczyć ogromny kryształ, a pięć usiłujących go panicznie bronić. Rzecz jasna, Hidan z Zetsu byli w teamie tych drugich. Komputerowa masakra przy akompaniamencie wrzasków i wybuchów trwała dłuższą chwilę; w końcu kryształ pękł, a wraz z nim żyłka w dupie drogiego mi kompana. Czerwony napis "PORAŻKA" wyświetlił się na cały ekran.
- Nie gram z tobą nigdy kurwa więcej, czaisz?! CZAISZ, KURWA?! Choćbyś się miał kurwa zesrać - wycharczał do mikrofonu, miotając się dziko na krześle. - Ostatni kurwa raz to był!
- Trzeba się było samemu nie wpierdalać! - odparły głośniki oskarżycielsko i wrogo. - To przez to, że łazisz sam!
- Chuja, a nie sam! Od czego jesteś kurwa supportem?!
- Na pewno nie od tankowania pięciu chłopa, bo TY masz ochotę się w nich wjebać!
Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Nie tak wyobrażałem sobie dorosłość.
Bardzo zresztą miałem ochotę się napić, nie mogłem jednak piwa nawet powąchać. Był bowiem piątek.
Skupienie się w tych warunkach na czymkolwiek konstruktywnym jawiło się jako nieśmieszny żart. Co prawda, zdążyłem się do tego nieco przyzwyczaić, nie byłem jednak głuchy.
- Pożycz mi słuchawki, jak zamierzasz się dalej drzeć - rzuciłem obojętnym tonem. Mogłem niby skorzystać z moich, ale jego tłumiły o niebo lepiej. Kiedyś chciał mi je wcisnąć na lalkarstwo.
- Masz i mnie nie wkurwiaj - warknął, rzucając sprzęt przez ramię i tworząc kolejny mecz. Parsknąłem. Było to na swój sposób rozczulające: dorosły chłop, uzależniony od głupiej gry. Albo raczej smutne.
Westchnąłem, otulając uszy wyciszającą gąbką.
Z reguły tworzyłem przy muzyce - dawała mojej wenie punkt odniesienia, dlatego też zapisanych miałem sporo ulubionych playlist. Słuchałem zależnie od potrzeb, a dziś moją jedyną było zaznanie relaksu i spokoju po całym tygodniu uczelnianych mąk.
Pościel była cieplutka.
Zakopałem się w niej wygodniej, rzucając przelotne spojrzenie na hidanowe plecy, nim kliknąłem "play". Delikatny chillstep wypełnił rzeczywistość. Przymknąłem powieki.
Świat zniknął, a wraz z nim moje bóle, troski i świadomość rzeczywistej egzystencji.
Doczesne miejsce i czas okazało się być zagadnieniem wyłącznie dla słabych.



***



Obudził mnie Szatan.
Starym zwyczajem wlazł na łóżko, obśliniając moje wystające spod kołdry ręce.
Nienawidziłem jego obleśnego psiego jęzora, zerwałem się więc natychmiast, mierząc go obrzydzonym wzrokiem. Buldog zaskomlał. Nie zrobiło to na mnie wrażenia. Wycelowałem palcem w drzwi.
- Won - rozkazałem. Przekramiona przez pańcia pokraka zwlekła się z mojego leża, z ciężkim sapnięciem lądując na podłodze. Odprowadziłem psisko spojrzeniem i prześliznąłem wzrokiem po ściennym zegarze. Przetarłem oczy. A potem zbladłem.
- Hidan? - zawołałem głośno, czując wzbierającą panikę. Szuranie jego za dużych klapków dobyło się z korytarza, nim stanął w progu, owinięty ręcznikiem. - Co dzisiaj jest
- Od godziny sobota. A co?
- Matko, kurwa, boża - zainhalowałem się powietrzem.
Siwus uniósł brew, ewidentnie nie rozumiejąc mojego stanu, a był to stan niebezpiecznie bliski agonii. Przez parę sekund wpatrywał się we mnie w świdrującej ciszy, nim dotarło do niego to, co do mnie.
- Jaciepierdole - powiedział bezbarwnie. - On cię zajebie. On MNIE zajebie.
- Czemuś mnie nie obudził?! - Złapałem się za włosy, targając je dziko w dół. - Przecież wiedziałeś, że to dzisiaj!
- A co ja jestem, twoja niańka?!
- Kurwa, i co teraz?!
Jęknąłem ze zrezygnowaniem, miętosząc palcami czoło. Hidan rozglądał się po pokoju, jakby szukał dobrej wymówki, choć świadom był że gówno to da. Sprawa była pogrzebana, a ja i on jeszcze głębiej pod nią.
- Ubieraj się i leć!
- Jest środek nocy, baranie! Miałem tam być na siódmą!
- No to grubo dojebałeś - skomentował chrapliwie, opierając się o próg, jakby było mu słabo. Spojrzałem na niego jak na idiotę.
- Nigdzie już teraz nie idę. I tak by mnie nie wpuścił. - Opadłem z powrotem na łóżko, wlepiając oczy w sufit. - Wstanę rano i pojadę. Może się zlituje jak przejdę przez osiedle na klęczkach.
Mina Hidana mówiła wszystko. Przeczesał mokre włosy palcami.
- Nie wiem, jak to zrobisz, ale nasze dupska są w twoich rękach.
Naciągnąłem kołdrę na głowę, żując własne wargi.
To akurat doskonale wiedziałem sam.

4 komentarze:

  1. Notka jak zawsze zabawna a postać Sasorka podoba mi się jeszcze bardziej! Co do częstotliwości dodawania notek wolę jednak krótsze a częściej. Dużo weny życzę i buziaki! :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak szczerze wolę, także się cieszę. :D
      Dziękuję pięknie!

      Usuń
  2. A cóż to za przemiła niespodzianka! Wchodzę z myślą czy choć jeden rozdział się pojawił, a tu aż dwa. Czuje się rozpieszczona. Dodatkowo nadal nie mogę wyjść z podziwu dla Twojego geniuszu! Brawo. Nie mogę się doczekać kontynuacji. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mile zaskoczyłam. :D Następny już się kończy, ale chyba przeniosę się już całkowicie na Wattpada

      Usuń